logo
Canva, Internet
Reklama.

– Poszedłem sprzedać konsolę, patrzę na witrynę, a tam jakaś wielka metalowa rura z resztkami izolacji. Na kartce napisane: „Rakieta kosmiczna na części – 100 zł” – relacjonuje Mateusz. – Pomyślałem, że może to jakiś grill, albo część od traktora, ale za chwilę skojarzyłem, że to przypomina te części Falcona spadające w Polsce.

Zaintrygowany Mateusz postanowił zapytać sprzedawcę o pochodzenie tajemniczego artefaktu.

– Mówię do gościa: „Co to jest?”. A on tylko wzruszył ramionami i powiedział: „Bierzesz pan czy nie?” – opowiada 29-latek. – Czułem się trochę jak na targu, tylko zamiast eleganckich przecieranych jeansów, ktoś próbował mi wcisnąć kosmiczny złom.

Według Mateusza, sprzedawca nie wykazywał większego zainteresowania faktem, że w jego witrynie leży coś, co mogło kilka tygodni wcześniej podróżować z prędkością ponad 20 tys. km/h. 

– Mówił, że to ktoś przyniósł „z pola”, a on „nie pyta, bo w jego pracy lepiej nie wiedzieć” – dodaje Mateusz.

Eksperci po obejrzeniu zdjęć wykonanych przez 29-latka potwierdzili, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż jest to fragment rakiety Falcon 9. 

– Takie znaleziska to nie jest coś, co powinno trafić na witrynę obok wiertarek i starych laptopów – tłumaczy specjalista ds. kosmonautyki.

Mateusz zapytany, dlaczego nie kupił fragmentu rakiety, odpowiedział szczerze: 

– Gdybym miał stówę, to bym wziął, ale ja tam poszedłem sprzedać konsolę, a nie kupić rakietę na części.

Policja prowadzi śledztwo, a lokalny lombard został zobowiązany do zabezpieczenia „złomu z kosmosu”. Na razie właściciel nie widzi problemu: 

– Jak nikt nie kupi, to pójdzie do skupu aluminium, albo przerobię na wisiorki. 

Elon Musk nie skomentował jeszcze sytuacji, ale internauci już żartują, że „to najtańszy kawałek SpaceX w historii”.

To jest ASZdziennik, wszystkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.