To historia o mnie, ale mogłaby być o każdym z nas. Awaria Messengera dała mi coś więcej poza 5 godzinami bez kontaktu ze znajomymi. Dała mi perspektywę. I wielką willę z ogrodem i basenem. Oto historia o tym, jak wylogowałam się z internetu, a zalogowałam do życia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od razu po przebudzeniu czułam, że ten dzień będzie inny. Próbowałam włączyć Messengera, ale wyświetlacz był bezlitosny: „Aplikacja Messenger nie odpowiada”.
Mogłam się załamać, ale w nieszczęściu odnalazłam siłę. Przypomniały mi się mądre słowa z filozofa Sacrum: „szukam znaku, który się okaże drogowskazem”. Oto on. Postanowiłam porzucić bylejakość. Oderwać się od messengerowej degrengolady: opisu kształtu kup psów znajomych, przygód z kasami samoobsługowymi cioci i górnolotnych deklaracji miłości od tureckich książąt, którzy zwrócą mi brakującą im stówkę, gdy tylko dostaną swój spadek.
Stworzyłam się na nowo – przefarbowałam włosy, zmieniłam styl na rich casual, a dla animuszu nałożyłam na czubek głowy turkusowy melonik. Bo grunt, to wyjść ze swoich przyzwyczajeń. Rozerwać tkankę nudnej biedy i po prostu nie godzić się na wynajem mieszkania.
Ile czasu tracimy, stukając bezmyślnie w aplikacje? Moglibyśmy poświęcić go na przegląd nieruchomości w Los Angeles, uważne śledzenie akcji Orlenu i naukę biznesowych trików.
Mam dla was jeden: zainwestujecie w mental. Odinstalujcie pętające wasze mózgi aplikacje i pozwólcie, by wolny od dystraktorów umysł generował czyste bogactwo. Messenger to więzień naszego potencjału.
Wypiłam moją Black Ivory Coffee, bo odkąd Messenger ma awarię, mogę lekką ręką wydawać ponad 1000 dolarów na kawę z odchodów słonia. Rozumiem wasze zmieszanie. Jeszcze 5 godzin temu byłam taka jak wy. Teraz dzieli nasz ogromna przepaść, bo wy jesteście więźniami, a ja jestem wolna.
Messenger dał mi ważną lekcję: nieważne, ile set razy kliknę ikonkę aplikacji, nic się nie wydarzy. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonaną. Więc zeszłam. Prosto do egzotycznego ogrodu pełnego prężnej kalarepy i słodkich brzoskwiń, gdzie czekała na mnie żona, której jeszcze 5 godzin wcześniej nie miałam.
Messenger przestał działać, bo mentalnie jestem już poza zasięgiem jego wpływów. Mój ogrodnik pielęgnuje filodendrony. Żona kąpie się w kozim mleku i płatkach złota. Żyję prawdziwym życiem, a nie jego tekstową imitacją.
O, Messenger zadziałał. No to przerwa od Simsów. Wypadałoby wysłać znajomym memy z kaczkami.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.