Nigdy nie zapomnę tych łapczywych rąk. Spadały na mnie okruszki moich braci, a walkom o najapetyczniejszego pączka nie było końca. Wypatrywałem twoich dłoni, ale milsze ci były lukrowe ślicznotki, zalane tłuszczem toffi-bomby i kratery polewy niż moje muśnięte pudrem mączne ciałko.
Widziałem twoją zachłanność i wszystkie gęby pożerające kandyzowaną skórkę pomarańczy. W pudełku zostało nas coraz mniej – nas, wykluczonych pączków, których los doskonale zrozumie każdy, kto został wybrany do drużyny na WF jako ostatni.
Ja jestem zwykły pan pączek, trochę pudru, różane nadzienie. Nie należę do najpiękniejszych, ale czy to znaczy, że nie zasługuję na uczucie? Jestem wiele wart, choć kupiono mnie w wielopaku.
Może i jestem nieco odkształcony, bo zmiażdżyły mnie rozpychające się pączne siostry i bracia, może nie wyglądam jak z cukrowego wybiegu mody, ale obiecuję, że będę dla ciebie dobry.
Tylko po mnie wróć. Nie zalewaj od razu enzymami trawiennymi, stwórzmy coś razem na dłużej. Zostawię w tobie ślad, nawet gdy mnie strawisz. Możemy wspólnie postarać się o twoją własną miażdżycę.
Czy to, że przeleżałem na dnie opakowania cały dzień, czyni mnie gorszym pączkiem? Jeszcze chwila i sczerstwieję, a na drugi dzień ekipa sprzątająca wyrzuci mnie do kosza, gdzie spleśnieję z miłości. A przecież wiesz, że tylko pączki przeżyją.
No już, wyciągnij po mnie dłoń. Miło się zaskoczysz.
Stanę się lukrem twojej krwi. Marmoladową rozpustą. Możesz się oszukiwać i zagryzać łzy kabanosami, ale dobrze wiemy, że poza pączkową dietą, nie czeka cię w życiu nic miłego.
Wiem, że nie będę twoim pierwszym, ale marzę, by być ostatnim.
Więc zapomnij o kaloriach, wróć do biura i zjedz mnie nad klawiaturą, jakby nie istniała cukrzyca.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.