Chodzi o pracownicę TVP, która - jak sama twierdzi - zorganizowała "prowokację dziennikarską". O sprawie pisze "Rzeczpospolita".
Dziennikarka w rozmowie z profesjonalnym pełnomonickiem podała się za adwokatkę. Chciała uzyskać informacje objęte tajemnicą zawodową. Rozmówca nabrał jednak uzasadnionych podejrzeń i odkrył, że osoby o takim imieniu i nazwisku nie ma w rejestrze adwokatów. Widocznie research do prowokacji dziennikarskiej był nieco ziemkiewiczowski.
Dziennikarka, która sprytnie próbowała przechytrzyć tę kastę, nie przeczytała prawa o adwokaturze. Przepisy precyzują, że tytuł zawodowy adwokata podlega ochronie prawnej. Z Kodeksu karnego wynika zaś, że podawanie się za funkcjonariusza publicznego jest karalne. Nawet więzieniem. Teraz na wniosek sądu sprawą pracownicy TVP będzie musiała się zająć prokuratura. Zapewnia, że nie da się nabrać na Miłosza Kłeczka w todze sędziowskiej.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.