Miała być rozpusta, a jest kiszona kapusta. A przecież 25-latek uważnie oglądał wszystkie najnowsze produkcje i wyciągnął z nich ważną lekcję: lepiej być bogatym niż nie.
Marcin dokładnie przeanalizował wszystkie dania z „Menu” i wie, że coraz bliżej mu do kubków smakowych milionera. Bez trudu doceniłby popisowe danie filmowego szefa kuchni – talerz chlebowy bez chleba. Takie rarytasy Marcin serwuje sobie na co dzień.
Może i brakuje mu kilku milionów, ale przecież ludzie w filmach wydają się dość zwyczajni, więc czemu on nie może być Cameronem Sulivanem?
Po maratonie „Białego lotosu”, „Menu”, „W trójkącie” i „Glass Onion” postanowił, że zrobi wszystko, żeby nim być. Rzetelnie się przygotował. Zrobił notatki, przeanalizował bohaterów, więc fortuna po seansie miała przyjść sama.
– Nie rozumiem, co poszło nie tak – żali się Marcin. – Przecież wiem, że melopepon to z greckiego „miękkie jabłko”. Wiem też, jak zachowywać na wakacjach w sycylijskim kurorcie, metodą na biznes jest sprzedawanie gówna, a metaforą bogactwa – szklana cebula.
Swoją własną metaforę, cebulę szalotkę, kupił na przecenie w dyskoncie. A fortuny i prestiżu jak nie było, tak nie ma.
25-latek ma za sobą niemałą historię rozczarowań. Nie został ani superbohaterem, ani artystą, ani nawet morderczą oponą. Wydawało mu się jednak, że przy takim natężeniu produkcji o bogaczach, droga od zera do milionera nie powinna być trudna. Przecież innym się udało, a on jest przekonany, że nieźle poradziłby sobie na bezludnej wyspie.
– Na pewno mam szansę. Przecież to nie może być moje życie – żali się rozczarowany 25-latek znad grzanki, którą, zamiast kawiorem, wysmarował mieszaniną z masła i łez.
Już niedługo im wszystkim pokaże. Weźmie się za siebie. Będzie wstawał wcześniej i oglądał filmy o bogaczach o godzinę dłużej.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.