Kiedyś godzinami snuli rozważania o wszechświecie, omawiali wspólnie wybrane lektury, o miłości mówili do siebie wierszem, a teraz częstują się krótkimi fraszkami o kotlecie. I to jest dopiero pełnia szczęścia.
– Wczoraj mąż napisał mi: Żono droga, czuję głód. Pojeść w pracy – marny trud. Oby nie było wadą, kupno pizzy z czekoladą – chwali się Ania, szczęśliwa, że jej mąż jest na tyle otwarty, by zaproponować tak niezwyczajny obiad.
Ich ulubione randki to chodzenie po sklepach spożywczych. To właśnie tam dyskusje nie mają końca, bo obfitość najróżniejszych produktów rozpala zmysły i sprawia, że poznają się na nowo.
– Nie zapominamy też o namiętnych SMS-ach – podkreśla Ania. – Wczoraj napisałam mu, żeby kupił chleb. A ten niepokorny drań na to: „A może bułki?”. Weszłam w tę zmysłową grę i odpisałam: „Tylko jeśli są gorące”.
Tyle wystarczy, by rozpalić iskrę.
Ania i Mariusz nie pamiętają, kiedy ostatnio poruszyli inny temat, ale to lepiej, bo nic tak nie spaja małżeństwa, jak ekstatyczno-obiadowa przyziemność!
– Nie zawsze jest tak kolorowo – zdradza Ania. – Czasami zdarzają się spięcia, kiedy Mariusz chce zjeść szybkie frytki, a ja wolałabym chilli sin carne. Mimo to jesteśmy razem na tyle długo, że oboje rozumiemy, co jest kluczem do szczęśliwego małżeństwa. Jest to dobra komunikacja i sztuka kompromisu, więc w takich chwilach serwujemy frytki z chilli.
Kiedyś przejmowali się wiecznymi awanturami skutkującymi cichymi dniami, ale odkąd uświadomili sobie tematyczną obfitość jedzeniowego uniwersum, wszystko jest dobrze.
A przecież obiad to nie jedyny posiłek w ciągu dnia. Są jeszcze śniadania, kolacje, podwieczorki, spontaniczne przekąski. Wszystko należy dokładnie przedyskutować, więc, według wyliczeń szczęśliwego małżeństwa, już niedługo zwiększą procent swoich rozmów o jedzeniu do upragnionych 95.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.