Mój syn ledwo co otworzy oczy i już ślini się do monitora. Kiedyś jak dziecko widziało kabel, to go zjadało. A teraz? Chwiejną rączką podłącza go do gniazdka jak jakaś niedojda bez instynktu samozachowawczego.
Czasami skaczę synowi na plecy, a to chuchro wywraca się z krzesłem. W ogóle nie słyszy, jak się skradam, wszystko przez te słuchawki. W ogóle nie wie, co się wokół niego dzieje, a w grze, to do zabijania pierwszy!
Za moich czasów dzieci zawsze były czujne. Potrafiliśmy obronić się przed bandytą przez sen, a do tego zestrzelić całą mafię z pistoletu na kapiszony. To był nasz wymarzony prezent pod choinkę, a nie dodatek do Fortnite’a.
Ceniliśmy prawdziwe doświadczenia, a nie jakieś wymyślone światy. Ojciec zawsze wiedział, jak mnie rozerwać – czasami wrzucał mnie pod jadący pociąg i zrzucał kamień. Jeśli zemdlałem, to po mnie, a jeśli się podnosiłem, to żyłem i wyciągałem z tego lekcję. Chodziliśmy na torowisko w każde urodziny.
Ze swoim synem, to nawet nie próbuję, bo on ledwo żyje na tym krześle. Jedyne, co robi, to klepie w klawiaturę, podczas gdy ja w jego wieku biegałem po stepach i wysysałem jad żmii.
I kiedy na 10 urodziny dostałem gram kokainy, od razu wciągnąłem go nosem i nie było gadania, że nie, tato, bo gierka, łeeee, nie da się jej zatrzymać!!!!11 Nie. Byłem w stanie zatrzymać ruch planet, żeby przed przyrą wciągnąć ze starym kreskę. I jeszcze piątkę z kartkówki dostałem.
A potem to już standard, kreska za kreską i dealerka na stołówce. Stary zbijał mi piątkę i przez myśl nam nie przeszły jakieś gry, bo nasze życie było grą. Czołgaliśmy się w podziemiach i przemycaliśmy kokainę w kanapkach z szynką.
I to dopiero było życie twardego dzieciaka. Jak już się uzależniłem, to od twardych dragów, na śniadanie lizałem kurz, biłem się z każdym buldogiem, zawsze zasypiałem z krwią na zębach. A ten mięczak, rozwodniona krew mojej krwi, czołga się do komputera jak jakaś oferma, a na urodziny prosi o skórkę w Fortnicie.
Ja w jego wieku byłem 5 lat starszy i prosiłem ojca o skórę żbika, którą zarzucałem na gołe ciało i napadałem tak na najbliższy sklep. Śmiechom nie było końca, handlowałem skradzionymi batonami i wtedy to było życie, a to, czym żyje mój syn, to jakaś żałosna egzystencja anemicznego mięczaka.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.