W uszach specjalistów ds. social mediów bynajmniej nie jest to okrzyk radości. Czeka ich całodzienna mordęga, podczas której w pocie czoła spróbują wykrzesać z siebie szereg kreatywnych kampanii z użyciem słowa roku. Wszyscy wiedzą, że nie ma innego wyjścia i tylko soczysta „essa” zapewni zasięgi oraz miejsce w sercu młodzieży.
– Nieważne, co wymyślę, bo i tak nazwą mnie boomerem – żali się 35-latek, wspominając swoją sromotną porażkę z zeszłego roku, gdy pokusił się o stworzenie memów ze słowem „śpiulkolot”.
Pracownicy korpo doskonale wiedzą, że „essa” została już wyeksploatowana na wszystkie możliwe sposoby, więc muszą wyszlifować swój post, by na sam jego widok z ust czytelników samoistnie wyrwał się okrzyk radości. Należy wybić się na tle jałowych „ess” wyrzygiwanych w byle kampaniach bez taktu i kontekstu przez reklamowe rekiny bez językowej ogłady.
– Może napiszę o tym, że trudno jest wrzucać „essę” w tekst, który nie ma essy – pomyślało na raz stu różnych marketingowców, chcących połączyć pracę z subiektywną tyradą na temat trudów słownych trendów.
– Czy użycie „essy” 9 razy wystarczy? – zastanawiają się umęczeni specjaliści ds. social mediów.
Jeszcze nie wiedzą, że Nagrodę Jury otrzymało słowo „odklejka”. A właśnie to ich czeka po całym dniu pisania dziwnych tekstów, które nie mają essy.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.