logo
Fot. 123rf.com
Reklama.

Zanim Marek dojedzie do biura, zdąży już zamarzyć o kolejnej dawce kofeiny w jego organizmie.

– Podwójne espresso, jakiś solidnie klepiący energetyk i jeszcze kawa z mlekiem, ale to już tylko dla smaku. No i cyk, można zaczynać robotę – 30-latek zdradza swoje przygotowania do otwarcia skrzynki mailowej z wiadomościami od przełożonego i innych współpracowników.

– Najtrudniejsze są dwie pierwsze godziny w firmie, zanim mój aparat mowy zacznie poprawnie artykułować wypowiadane słowa – przyznaje Marek.

Właśnie przez to spotkała go ostatnio niezręczna sytuacja w biurze, gdy chciał odpowiedzieć koleżance z sąsiedniego działu na "cześć", ale się przejęzyczył i wyszło: "spie*dalaj".

Ciężko było to później odkręcić.

Na szczęście w okolicach południa Marek potrafi się już przestawić na tryb rozsierdzenia, gdy czyta absurdalne maile od klientów i słucha pozbawionych celu rozmów w biurze.

– Zawsze pojawi się ktoś na open space'ie, kto uważa, że jest śmieszny i wszyscy muszą posłuchać jego kawałów – zauważa Marek. – Wtedy przypominam sobie, że gniew potrafi być też darem, jak to kiedyś śpiewał Zack de la Rocha z Rage Against the Machine – stwierdza 30-latek, który w przypływie poirytowania potrafi nadrobić zaległości ze spowitego marazmem poranka.

– Polecam nikomu nie mówić, co się naprawdę czuje w środku. W ten sposób zyskujemy więcej energii na wypełnianie tabelek w Excelu i robienie prezentacji dla klienta.

Do godziny 17.00 Marek znów zaczyna odczuwać efekty zmęczenia, co jest dla niego jasnym sygnałem, że jego dzienny cykl zatacza koło i pora do domu.

Tam usiądzie w samotności na kanapie, popatrzy w pustkę i pomyśli o tym, co można było zrobić w życiu lepiej.

– Idzie wytrzymać – przyznaje Marek. – Myślałem, że w piekle będzie gorzej.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.