– Ja też wpadłem w to bagno. Byłem małym chłopcem i sam wytatuowałem sobie kotwicę. Na szczęście moi rodzice sięgnęli po rozum do głowy, spuścili mi lanie i starli znamię budzącej się bestii pumeksem – zdradza Gadowski w swoim tekście w tygodniku "Niedziela".
Wspomina tam też swoje podróże do Kopenhagi.
– Niepokoi mnie ta cała tatuażowa moda. W Kopenhadze mnóstwo młodych ludzi robi sobie tatuażach na rękach, a nawet na nogach - podkreśla.
Okazuje się, że młodym ludziom wydaje się, że mogą robić co chcą, zupełnie jakby każdy był właścicielem swojego ciała. Jak wynika z przeprowadzonej przez nas ankiety, tatuaże są tak popularne, że co drugie dziecko rodzi się z tribalem i imieniem byłego partnera matki na przedramieniu.
– Urodziłam się z tatuażem Insygniów Śmierci z Harry’ego Pottera. To nasze rodzinne dziedzictwo – mówi z dumą 2-letnia Ania, która nie boi się pumeksu. – Akurat mamy jeden w szafie, bo mama i tak używa go do stóp.
Jak twierdzi Gadowski, ludzie z tatuażami wyglądają jak „tłum identycznych lalek”. Okazuje się, że współcześnie coraz trudniej odróżnić wytatuowane osoby, bo zdarza się, że znikają im twarze, a na ich miejscach pojawia się jeden wielki tatuaż z księżycem. To właśnie jeden z objawów bestii, która przejmuje ciało ludzi podpisujących pakt z tatuatorem-diabłem.
– Znaczymy się, żeby pokazać, że do czegoś przynależymy – poucza Gadowski, chwaląc się czystą i nienaznaczoną skórą wolnego człowieka.
Wychodzi na to, że coraz więcej ludzi przynależy do róży, znaku nieskończoności lub twarzy swojego dziecka na przedramieniu.
Dlatego dołączamy do apelu Gadowskiego i polecamy każdemu ścieranie piętna bestii pumeksem. Wystarczy godzina tarcia dziennie i żarliwa modlitwa. Jeszcze nie jest za późno. Gdyby człowiekowi były przeznaczone tatuaże, to Bóg by go z nimi stworzył, tak samo jak tworzy człowieka z narządami.
I Gadowski ma rację, bo gdyby ciało było przeznaczone do malowania, człowiek składałby się nie ze skóry, a z kartek.
To jest ASZdziennik, ale cytaty Gadowskiego są prawdziwe.