Fot. 123rf.com
REKLAMA

To kolejny dowód na to, że ataki łabędzi przyjmują coraz bardziej agresywne i wyrafinowane formy.

Mateusz padł ofiarą zwierzęcia, gdy jak gdyby nigdy nic spacerował brzegiem Wisły w Warszawie. Łabędź długo obserwował go z tataraku i milczał. Gdy jednak ich oczy się spotkały, łabędź przystąpił do ataku.

- No proszę! Cześć! A co to się stało, że przyszedłeś? Święto jakieś? Wiesz, że prawie całą zimę też tutaj byłem? W te przymrozki też. Z samymi wronami i wróblami - miał powiedzieć łabędź do Mateusza.

Mężczyzna twierdzi, że ptak niby mówił do niego, ale cały czas zajmował się czymś innym. A to nurkował, a to wyciągał z brzegu gałęzie do budowy gniazda. Mateuszowi zrobiło się głupio i niezręcznie. Poczuł się winny, że nie mógł odwiedzić łabędzia zimą.

Mateusz zapewnia, że próbował porozmieć się z łabędziem.

- Zapytałem go, czy ma ochotę coś zjeść. Może kukurydzę albo marchewkę? - mówi Mateusz. - Powiedział, że wszystko mu jedno, i żebym sam coś wybrał.

Mateusz wybrał marchewkę i usłyszał tylko, że "całkiem smaczna, jak na kogoś, kto jest za leniwy, żeby gotować, i zamiawia wszystko przez apki". Mężczyźnie wydaje się też, że łabędź specjalnie trochę zbyt głośno opowiadał o kompromitujących wpadkach Mateusza sprzed roku, kiedy to podczas spaceru wszedł w psią kupę. Tak, jakby chciał, żeby usłyszeli to inni spacerowicze.

- No żartuję przecież, hehe, nie obrażaj się - dodał łabędź.

Potem łąbędź przez cały spacer już milczał i odwracał wzrok od Matusza, jakby w ogóle nie było go nad Wisłą.

Ale na tym się nie skończyło. Po powrocie do domu znalazł coś, co całkowicie go dobiło.

- To ten liść - pokazuje Mateusz. - Z nabazgraną wiadomością: "kłe, kłe." Tak, z kropką na końcu.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.