
To było zbyt piękne, więc Kościół musiał interweniować. Kilka dni temu pisaliśmy o księdzu Wojciechu Drozdowiczu z warszawskich Bielan. Podczas mszy odśpiewał "Czerwoną kalinę" - patriotyczną pieśń z Ukrainy. Zrobił to dla uchodźców. Jak się okazało, dla przełożonych księdza było to zbyt wiele. Bo zdaniem kurii pieśń zepsuła "piękno liturgii".
Zaraz po tym, jak nagranie z mszy trafiło do internetu, Robert Bąkiewicz napisał, że odśpiewanie pieśni było "profanacją świętej ofiary", a kilku katolickich publicystów upominiało księdza w tonie "ej, liturgia to nie piknik".
Tego samego zdania są przełożeni księdza z archidiecezji w Warszawie, którzy upomnieli księdza, by z tą solidarnością z bliźnimi to nie przesadzał.
Zdaniem kurii, gest solidarności z ofiarami wojny zepsuł piękno liturgii.
- Dbajmy o piękno liturgii. Każdy ksiądz jest zobowiązany do przestrzegania przepisów liturgicznych - napisał przedstawiciel instytucji, która nie ma nic przeciwko uczestnictwu przedstawicieli ONR w mszach świętych i ogłaszaniu podczas mszy zbierania podpisów za "wolnością od LGBT".
- Ks. Wojciech Drozdowicz przeprasza tych, których oburzył przebieg homilii podczas poniedziałkowej Mszy św. - napisał rzecznik w kolejnym tweecie.
I to chyba pierwsze non-apology, jakie w pełni rozumiemy.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.