Pięciokrotna mistrzyni świata Annika Schleu była bliska medalu w pięcioboju na igrzyskach w Tokio. Po dwóch dyscyplinach (pływaniu i szermierce) była pierwsza. Ale wtedy przyszła pora na konkurs skoków przez przeszkody.
Na igrzyska olimpijskie zawodnicy nie przylatują z własnym koniem, tylko losują go na miejscu. Niemce dostało się zwierzę imieniem Saint Boy. Okazało się, że Święty Chłopiec nie podziela planów Schleu na zdobycie medalu.
Koń nie chciał współpracować i ku rozpaczy zawodniczki odmówił skakania przez przeszkody. I jasne, cztery lata przygotowań pogrążone przez niesubordynowanego zwierzaka to smuteczek. Oczywiście.
Ale sami powiedzcie, że Niemka jadąca z płaczem na koniu, który robi co chce, to nie jest najśmieszniejsze, co zobaczyliście na tych igrzyskach #teamkoń
Nieśmieszne natomiast jest uderzanie konia batem oraz, przez niemiecką trenerkę, pięścią. Po tym występie rozgorzała zresztą dyskusja, czy igrzyska olimpijskie to na pewno odpowiednie miejsce dla zwierząt (spoiler: niezbyt).
Jeśli MKOl jednak uzna, że w XXI wieku jeździectwo konne jest wciąż niesłychanie potrzebne, to uważamy, że wszyscy zawodnicy powinni dosiadać wyłącznie Saint Boya.
To jest ASZdziennik, ale żaden koń nie ucierpiał podczas pisania tego tekstu.