Fot. 123rf.com
Reklama.
- Na spacerze po parku zatrzymała mnie policja - napisała do nas pani Agata z Bydgoszczy. - Upomnieli mnie, że dzisiaj to jeszcze mogę sobie tak chodzić bez sensu, ale jeżeli spotkają mnie w takim stanie w sobotę, będą musieli wystawić 500-złotowy mandat.
Policjanci wytłumaczyli, że chodzi o psa, którego nie miała pani Agata. Choć pani Agata twierdzi, że woli koty, to - jak udało się nam ustalić - w tym przypadku racja jest po stronie władzy.
Wszystkiemu winna jest zmiana w rozporządzeniu w sprawie wysokości grzywien nakładanych w drodze mandatów karnych za wybrane rodzaje wykroczeń. Chodzi dokładnie o zasady, jakie obowiązują na spacerach.
- Ustawodawca zmienił definicję "spaceru" tak, że od 10 kwietnia domyślnie każdy spacer jest spacerem z psem - tłumaczy nam prawniczka i specjalistka od Beata Wojtkowska. - W myśl nowelizacji, za złamanie tego przepisu i nieposiadanie psa na spacerze, policja może wystawić mandat za zakłócanie porządku w miejscu publicznym.
W zależności od psa, jakiego nie posiada spacerowicz, grzywna wyniesie od 50 zł w przypadku braku jamnika lub yorka do aż 500 zł w razie nieposiadania doga lub bernardyna. Ocena brakującego psa będzie zależeć od interpretacji mundurowych.
Nadal nie wiadomo, czy zapis w ustawie to tylko bubel prawny, czy też efekt działania psiarskiego lobby w Sejmie i Senacie. Przepisy wydają się bowiem dość surowe, szczególnie w przypadku spacerów bez smyczy.
W razie podejrzenia, że nieposiadany pies został spuszczony ze smyczy i biega bez kontroli po okolicy, mandat może być nawet dwukrotnie wyższy.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.