
REKLAMA
Historia zaczęła się dziś nad ranem, gdy pan Bartosz otrzymał powiadomienie o czekającej na niego przesyłce. Poszedł zatem do automatu Poczty Polskiej, pobrał numerek i zgodnie z zasadami grzecznie czekał na swoją kolej.
Był dwudziesty szósty, ale dzięki lekturze "Gazety Polskiej" ze stojaka i rozwiązaniu 100 krzyżówek o papieżu Polaku z działu dziecięcego trzy godzinki zleciały jak z bicza strzelił.
- Pani z okienka paczkomatu była bardzo miła - pisze na Facebooku pan Bartosz. - Gdy okazało się, że chodzi o odbiór awizo, pokazała mi tramwaj, którym raz dwa dojadę po odbiór swojej paczki.
Rzecznik Poczty Polskiej wyjaśnił, że niektóre paczki są zbyt duże, by zmieściły się w automatach. To kwestia surowych przepisów BHP, które wymagają, by pracodawca zapewnił pracownikowi odpowiednią przestrzeń życiową na stanowisku pracy.
Tym niemniej rzecznik obiecał, że dołoży największych starań, by następnym razem pan Bartosz był bardziej zadowolony z obsługi.
Poczta obiecuje też, że następnym razem powiadomienie o paczce przyniesie normalny gołąb pocztowy, a nie jak w przypadku pana Bartosza nietoperz z objawami wścieklizny, który - chwilę po tym jak uderzył w okno mieszkania pana Bartosza - zmarł.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone, ale Poczta Polska naprawdę zostawia awizo w swoich paczkomatach.