W czasach, gdy szaleje zaraza, zwykłe szpitale zamieniane są na koronawirusowe, a rozmrożona szczepionka może stać tylko pięć dni, do kogo się zwrócić, jeśli nie do Boga? I przez kogo, jeśli nie przez jego najwierniejszego wysłannika na Ziemi? Oto słuszne rozumowanie Ministerstwa Zdrowia, które w 2020 r. sypnęło 420 tys. złotych fundacji Tadeusza Rydzyka.
- Ile by można za to kupić sprzętu? Ze dwadzieścia respiratorów? - pyta retorycznie rzecznik Ministerstwa Zdrowia. - Co to jest w porównaniu ze wstawiennictwem u Pana?
- Jak pamiętamy z Pisma, leczenie modlitwą ma dobrze udokumentowaną tradycję. Już Chrystus uzdrawiał chorych i przywracał wzrok ślepcom - podkreśla rzecznik.
Kapłan, któremu powierzono odpowiedzialną misję, nie miał być odpowiedzialny za wszystko - od paraliżów po okulistykę - ale za wyjednanie u Boga tego, żeby ludzie nie chorowali na raka. Skąd takie zawężenie do konkretnej choroby?
- Nie można chcieć wszystkiego od razu, zwłaszcza za marne pół bańki - tłumaczy nasz informator z fundacji Lux Veritas.
Kwota rzeczywiście jest niska, czym zaniepokojeni są zwykli Polacy.
- Jak niby mają się skończyć problemy onkologiczne, skoro ministerstwo daje na to tak mało? - zastanawia się 55-letni Roman z Konina. - To jednak jakieś skąpstwo.
Jak dowiaduje się ASZdziennik, pan Roman i inni nie muszą się martwić. 420 tys. złotych to jednak tylko drobna część środków przeznaczonych ostatnio przez rząd na fundację ojca Rydzyka, by ten wymodlił dla Polaków łaskę i przychylność opatrzności.
Bo jest jeszcze 60 milionów na muzeum Jana Pawła II w Toruniu.
To jest ASZdziennik, ale fundacja Rydzyka naprawdę dostała tyle pieniędzy od Ministerstwa Zdrowia.