
Otwórzcie oczy, kowidowcy! Pan Krzysztof, 42-letni plandemik ze Szczytna, nadal twierdzi, że na COVID-19 nikt jeszcze na świecie nie umarł. Pan Krzysztof jest na do żywym, jeszcze do wczoraj, powodem. Bo sam zachorował na koronawirusa, ale zmarł na chorobę współistniejącą.
REKLAMA
- I co teraz, gestapowcy z sanepidu, WHO, szpitali?!?! - napisałby pan Krzysztof na grupie "Nie wierzę w koronawirusa", gdyby żył. - Nadal myślicie, że te szmaty na twarze takie super??!? - dodałby.
Pan Krzysztof jednym zgonem z powodu chorób współistniejących udowodnił wszystkim kowidowcom, że dali sobie założyć kaganiec i odebrać wolność w imię zmyślonej plandemii. Na szczęście sprytnie oszukał system.
W akcie zgonu śp. pana Krzysztofa wyraźnie widać, że zmarł w wyniku współistniejącej choroby sercowo-naczyniowej, a nie przez samego wirusa. To oficjalny państwowy dokument, którego wiarygodności nie będzie śmiał podważyć żaden przekupiony przez koncerny lekarz.
- Teraz to już nigdy tej ściery sobie ani dziecku nie założę - mówi o maseczkach pani Agnieszka, była koleżanka pana Krzysztofa, która usłyszała o jego perypetiach. - Będę pokazywała ten akt zgonu za każdym razem, gdy nie wpuszczą mnie do Ikei.
Udział w pogrzebie pana Krzysztofa zapowiedziało 30 tys. plandemików. Chcą połączyć ostatnie pożegnanie z manifestacją odwołania plandemii w Polsce.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.