
Reklama.
Im bliżej morza - tym drożej. Nieważne, czy chodzi o rybę, lody, czy gofry.
Tuż przy plaży cena za gram smażonego sandacza sięga czterdziestu złotych. Niewiele osób stać na zakup hurtowych ilości - 10, 15 gramów, więc częstym widokiem są całe rodziny nachylające się nad jedną małą samarką i wcierające jej zawartość w dziąsła.
Co prawda w Trójmieście, Łebie czy Ustce można spotkać handlarzy sprzedających gram smażonej ryby i po 25 zł, ale lepiej nie kupować z niesprawdzonego źródła. Może się okazać, że "halibut prosto z morza" to flądra z mrożonki.
Wzrost cen nad morzem sprawił, że wiele osób uzależnionych od smażonej ryby z frytkami i surówką musi stosować tańsze, często niebezpieczne, zamienniki. Dlatego na tyłach budek z goframi i stoisk z tatuażami z henny widuje się degeneratów sztachających się dwutygodniowym olejem ze smażalni.
Nie są one prawnie zabronione, jednak policja stanowczo przestrzega przed używaniem tych tzw. "opalaczy".
To jest ASZdziennik, ale ceny nad Bałtykiem zostały tylko trochę zmyślone.