
REKLAMA
Jako że Michniewicz ma tutaj najmniej do dodania, odddajemy głos kobietom, które skomentowały jego wpis. Oto 9 historii z porodówek, które powinny być zmyślone. I jedna historia, która powinna zdarzyć się naprawdę.
1. Pierwszy wśród równych.
Eeee tam. Gdy ja tydzień temu rodziłam (cesarskie cięcie), to mąż nie mógł wejść zobaczyć żony i dziecka ponieważ był całkowity zakaz odwiedzin z powodu szejących wirusów, a ksiądz który przecież też nosi wirusy ganiał od pokoju do pokoju z komunią. Dla mnie po cesarskim cięciu, taka wizyta była mocno krępująca, w szczególności, że nie miałam opcji zmienić pooperacyjnego uniformu przez 24h.
2. Bo woda nie była święcona.
Ksiądz spytał czy potrzebuje spowiedź czy komunię. Poprosiłam zeby kupił mi wode w sklepiku (za moją kase) bo nie chciałam dziecka samego zostawić. Był foch i wymarsz.
3. Paparazzi.
Ksiądz księdzem, ale jak wchodzi pan z Gazety Wyborczej i namawia do robienia zdjęć dzidziusiowi, bo taka pamiątka będzie w gazecie?!? To jest dopiero chore.
4. Będzie pani zadowolona, kierowniczko.
Dodam jeszcze, że w trakcie porodu do mojego pokoju porodowego a następnie łazienki wszedł hydraulik. Serio. Skończyło się cesarką i ten sam hydraulik (czy też pan złota rączka) przyszedł potem na salę pooperacyjną coś uszczelniać. Był w typowym stroju robotnika a męża w fartuchu i szpitalnym obuwiu nie wpuścili, bo "zarazki".
5. Z szacunkiem, bo się może skończyć źle.
Lezalam po porodzie naturalnym, w gaciach z siatki. Wpadł bez pukania i kazal wstać do modlitwy. Obudził tym dziecko. Zero prywatności, wyboru. O kulturze nie wspomnę.
6. Do trzech razy sztuka.
Jak urodziłam córkę, to ksiądz dwa razy mnie nadchodził. W obu przypadkach karmiłam córkę piersią, ale on nie widział problemu i dopiero na moje zdecydowane "Nie, dziękuję" dokonał odwrotu. Było to żenujące i niekomfortowe!
7. Oświecenie.
Ja rodziłam dzieci, kiedy jeszcze ojciec dziecka nie mógł nawet wejść do szpitala ale w trakcie porodu mojego syna, na salę gdzie jednocześnie rodziło 5 kobiet, weszło dwóch pracowników gospodarczych i wymieniali świetlówki. Do dzisiaj pamiętam wzrok stojącego na drabinie, obcego mi człowieka, skupionego na moim obnażonym, cierpiącym ciele. Działo się to we Wrocławiu, w szpitalu wojewódzkim. Jest to zupełnie obojętne czy to hydraulik, elektryk czy ksiądz. To obcy facet.
8. Alma mater.
Ja byłam w szoku jak mi wszedł na salę kiedy karmiłam córkę. Też jestem wierząca, ale akurat po nacięciu i obolała, z bolącymi piersiami, miałam ochotę go rzucić kapciem.
9. Cukiernik.
Do mnie ksiądz przyszedł, gdy leżałam sama na sali, bo dziecko zabrano do innego szpitala w bardzo ciężkim stanie. Przeżywałam piekło, bo nie wiedziałam czy moje dziecko przeżyje. Ksiądz wpadł i już nawet nie o to chodzi, że nie pocieszył (według mnie normalny odruch dla każdego człowieka), to na moje stwierdzenie, że ufam, że będzie dobrze, bo chyba mam tam na górze chody, stwierdził, że tam nikt nie ma chodów, wszyscy są równi. Do tego zasugerował, że to że tak się wydarzyło, to może być moja wina, bo nie mam ślubu. Zamiast mnie podnieśc na duchu w najtragiczniejszym momencie życia ten pajac walnął mi wykład o tym, że brak ślubu to znak, że nie tylko nie kocham boga, ale i gardzę sobą. Na koniec zostawił mi cukierka, takiego w kształcie cząstki mandarynki (szczegół którego nigdy nie zapomnę) i wyszedł. Moje dziecko ma dzisiaj 2,5 roku, ja nadal wierzę, że mam chody na górze, ale księżom nie ufam (choć przekonałam się, że są wyjątki).
BONUS:
10. Jeden scenariusz, który powinien zdarzać się naprawdę.
Na Żelaznej mieliśmy inne doświadczenie. Ksiądz grzecznie zapukał, zapytał czy jest życzenie posługi, a na grzeczne "nie, dziękujemy" przeprosił i życząc zdrowia poszedł dalej. Nie jestem ani pro, ani anty w tym momencie. Jak zawsze, przede wszystkim kwestia osobistej kultury danego człowieka tu wychodzi. A to, że kapelan w osobie katolickiego duchownego jest na etacie szpitala, to już kwestia rozwiązania systemowego...
To jest ASZdziennik. Żaden z komentarzy nie został zmyślony.