
REKLAMA
Słowacja zdecydowała, że z powodu wysokiego ryzyka wystąpienia januszy z Mazowsza wnioski o azyl będą rozpatrywane w trybie ekspresowym. Na granicy wystarczy jedynie podać, jak robi koń. Paszczą.
– Stada kasztanowatych z powiatu Michalovce w pierwszej kolejności przyjmą klacze ze źrebiętami niezależnie od umaszczenia, a kare z Trenczyna rozpoczęły już zbiórkę owsa na rzecz ofiar – ustalili dziennikarze "Tygodnika Podhalańskiego". – Konie będą mogły zostać na Słowacji do chwili opuszczenia Zakopianki przez ostatniego warszawiaka.
Liberalną politykę Bratysławy potępiła m.in. oburzona pani Paulina z Mokotowa. Kategorycznie zażądała od Słowacji ekstradycji koni do Polski i podstawienia dorożki pod jej ulubioną karczmę na Krupówkach. Skarży się ponadto na niehumanitarne traktowanie warszawiaków.
– Średnio w czasie jednego wieczoru w gospodzie pada 30% moich znajomych, którzy mogą nigdy nie wrzucić selfie z Morskiego Oka na fejsbuczka – załamuje tipsy pani Paulina. – Ile jeszcze grzanego wina musi się przelać i jak bardzo musi zapaść zmrok po 17:00, żeby konie oprzytomniały i przejrzały na oczy?
Nic nie wskazuje jednak na to, by ogiery i klacze z Małopolski zdecydowały się na rychły powrót do kraju. Apelują jedynie do Polaków o podpisywanie petycji w sprawie likwidacji transportu konnego na trasie do Morskiego Oka.
Tymczasem zdesperowana pani Paulina nie zamierza odpuścić wizyty nad Morskim Okiem i znalazła już alternatywę dla bryczki.
Nie złapała co prawda kierowcy Ubera, ale od znajomych z pensjonatu zdobyła namiary na miłych przewoźników z korporacji TOPR.