
Reklama.
– Chajzer zamówił sobie obiad, ale jak doszło do płacenia, to zaczęły się problemy – twierdzą zaskoczeni świadkowie zdarzenia. – Okazało się, że nie ma przy sobie gotówki, a w barze nie można płacić kartą.
32-latek miał już wyjść z baru niepocieszony, ale obsługująca go Wietnamka szybko przygotowała niezwykłą ofertę promocyjną. Podała mu obiad, powiedziała że pieniądze może donieść później, a na dodatek dorzuciła spoza karty coś specjalnego: bezinteresowną dobroć.
W ilościach hurtowych.
– Bałem się, że to jakaś pomyłka, albo że doliczy mi to do rachunku obok sosów – przyznaje zaskoczony Chajzer. – Nieczęsto można w Warszawie trafić na tak egzotyczne dania, na dodatek w tak wielkich porcjach i za darmo.
Filip Chajzer dał radę zjeść tylko sajgonki i zupę, ale całemu konternerowi życzliwości nie dał już rady. Nie chcąc, by zapasy ciepła i ludzkich odruchów się zmarnowały, podzielił się nimi na Facebooku.
Zainteresowanie oryginalnymi smakami Wietnamu przeszło najśmielsze oczekiwania.
– Starczy dla wszystkich – zapewnia Filip Chajzer, dzieląc się selfie z Lam i otrzymanymi od niej zapasami dobra. – Myślałem, że trzeba będzie racjonować, ale zapasy wydają się niewyczerpane.
– Przyda mi się trochę tego w diecie, podobno podnosi wydzielanie endorfin – zachwalają towar zadowoleni warszawiacy. – Mamy nadzieję, że starczy nam co najmniej do wiosny.
Skutki promocji widać także na warszawskiej Pradze.
Do Lam, Wietnamki pracujacej w barze przy ul. na Łukowskiej w Warszawie, od rana zgłosiło się już 10 znanych stołecznych restauratorów. Proszą, by dziewczyna ujawniła przepis na danie, które tak bardzo polubili warszawiacy, i aby koniecznie podała źródło hurtowych ilości dobra.
To jest ASZdziennik. Nie wszelkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.