
Reklama.
Od miesiąca nowy kucharz przez pomyłkę wydawał gościom dania na drogich zastawach stołowych zamiast na biodegradowalnych talerzach ze zbóż – czytamy w najnowszym numerze "Kukbuka".
Zaskakujące odkrycie to pokłosie afery, jaka wybuchła w popularnym serwisie społecznościowym z recenzjami restauracji. W ciągu zaledwie 30 dni średnia z ponad dwóch tysięcy ocen dla popularnego lokalu zmieniła się z 3,2 w lipcu do 4,8 w sierpniu, i wciąż rosła.
– Tofucznica była pyszna, ale magii smaku dopełnił wyjątkowy sposób podania – czytamy w recenzji zachwyconej klientki podpisującej się Ewa82. – Talerze przyjemnie chrupią i sama nie wiedziałam, czy to dodatek tofu z patelni, czy mikroskopijnych drobin prażonego fenkułu.
– Na każdym talerzu czuć filozofię wege i ducha slow kitchen i slow life – chwali kolejny zadowolony klient. – Półmisek, którego nie daliśmy rady już skończyć, zabraliśmy do domu i dwa tygodnie pozostawał świeży, służąc nam zamiast pity do hummusu.
Tylko dzięki czujności internautów jest cień szansy, że znane na wegańskiej mapie Warszawy miejsce da się jeszcze uratować.
– Pierwsze oskarżenia, że wegebar używa w swoich naczyniach niedozwolonych polepszaczy smaku, pojawiły się dwa tygodnie temu – informuje Alina Kwiatkowska, specjalistka ds. obsługi klienta w serwisie z recenzjami. – Każde takie zgłoszenie traktujemy poważnie, więc do baru wysłaliśmy tajemniczego klienta.
Wynik kontroli był miażdżący.
Wśród zjedzonych przez gości naczyń znalazły się zarówno domowe talerze z Duralexu i bogato zdobione zestawy z Ćmielowa. Gdyby nie apele internautów i zdecydowana reakcja serwisu, warszawiacy jedliby dziś arcydzieła mistrzów polskiego rękodzieła.
– Cały czas liczę straty– przyznaje zrozpaczony właściciel lokalu. – Dotychczasowy bilans to 30 tysięcy złotych z talerzy i półmisków.
– A nawet nie podliczyłem jeszcze sztućców.
To jest ASZdziennik. Wszelkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
Autor: Łukasz Jadaś /@lukaszjadas