123rf.com / Wikimedia Commons / Błażej Benisz
Reklama.
O aferze poinformowała nas Irena M., która w Wielką Sobotę bacznie obserwowała trajektorię lotu wody z kropidła. Jej zdaniem do jajek, chleba, soli, kawałka kiełbasy i cukrowego baranka znalezionego w wiklinowym koszyku 30-latka nie doleciała ani jedna kropelka.
– Wiem, co widziałam – zapewnia ASZdziennik 70-latka. – Minęła jego bukszpan i zatrzymała się dopiero na chrzanie sąsiadki.
Wszystko zaczęło się, gdy zapatrzony na wielkanocny ołtarz Mateusz pogrążył się w głębokiej zadumie i stracił swoją szansę na ulokowanie koszyczka na kościelnym stole w najbardziej dogodnej lokalizacji.
– Amator – ostro podsumowuje pani Irena. – W praktyce święcenia pokarmów nie ma miejsca na takie błędy.
Zdaniem specjalistki wszystko sprowadza się bowiem do odpowiedniego timingu i szybkiego zajęcia z góry upatrzonych pozycji.
Gdy po święceniu było już jasne, że woda święcona nawet nie musnęła koszyczka 30-latka, mężczyzna postanowił przyjąć pokerową twarz, uniósł prawą rękę, wyprostował palce, i jak gdyby nigdy nic przeżegnał się.
Nie wiedział, że ułamek sekundy po słowie "amen" jego wzrok spotka się ze wzrokiem pani Ireny.
Dlatego musiał ratować się ucieczką.
– Przejrzała mnie na wylot – mówi ASZdziennikowi roztrzęsiony 30-latek. W jednej chwili poczułem się, jak gdyby ta setka osób wokół mnie nagle zniknęła, a cały kościół stał się areną nieuchronnego pojedynku jeden na jeden.
Mężczyzna miał złudną nadzieję, że pani Irena zachowa ich wspólny sekret dla siebie.
Niestety właśnie wraca do domu i jeszcze nie wie, że spotka się ze wzrokiem rozczarowanej rodziny.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenie zostały zmyślone.
Autorzy: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor, Łukasz Jadaś /