
Reklama.
Mężczyzna utrzymuje, że myślał, że tak trzeba.
– "Ostatnia dygresja na temat szparaga", "król polskich stołów zagubiony w kniei", "pląs na pastwiskach Norwegii: dekonstrukcja" – to tylko niektóre z pozycji, jakie znaleźli w menu zaskoczni goście zlotu food trucków w Gorzowie Wielkopolskim.
Gdy po zebraniu pierwszych zamówień właściciel food trucka chciał przystąpić do gotowania, okazało się, że nie pamięta co oznaczają wymyślne nazwy, które wcześniej sam nadał swoim potrawom.
– Zupełnie nie wiem, co mnie tknęło – mówi ASZdzienikowi zrozpaczony Arkadiusz M., 30-letni właściciel Żuka przerobionego na wóz gastronomiczny. – Czytałem ostatnio trochę Leśmiana i pomyślałem, że może taki styl sprawdzi się też w filozofii slow food.
Zdezorientowany mężczyzna próbował w panice składać potrawy z produktów znalezionych w chłodziarkach, lecz, jak twierdzi – to było jak układanie skomplikowanych puzzli z zamkniętymi oczami.
– Nic do siebie nie pasowało, nic się nie kojarzyło z nazwami w menu – przyznaje ocierając łzy. – I co to w ogóle jest "lazur w nibyagreście dwutarczą strzeżony"?
Jak ustalił ASZdzienik, klienci pechowego food trucka wciąż nie są świadomi chaosu i zagubienia panującego za drzwiami gastrożuka.
Cierpliwie czekają na swoje zamówienia już drugą godzinę, bo myślą, że tak trzeba.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenie zostały zmyślone.
Autorzy: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor, Łukasz Jadaś /