
Reklama.
Na cztery gwiazdki ocenił 30-letni Arkadiusz M. z Warszawy swój przejazd spod karczmy na Krupówkach na sam szczyt Kasprowego Wierchu – dowiaduje się ASZdziennik.
– Gdyby kierowca wybrał malowniczą leśną nartostradę przez Halę Kondratową zamiast wyboistej trasy przez Suchą Kasprową, dałbym całe pięć – tłumaczy ASZdziennikowi turysta ze stolicy. – W trakcie przejazdu przez Myślenickie Turnie wylałem swoje sojowe latte na moje nowe Conversy.
"Od wczoraj jesteśmy w hotelu, Booking.com nie zawiódł. Idziemy na pierogi do karczmy, skąd po kilkugodzinnym odpoczynku ruszymy na szczyt. Nastroje dobre" – to jeden z ostatnich SMS-ów, jakie przed wyprawą otrzymali bliscy Arkadiusza.
Chociaż na ekspedycję do Zakopanego przyjechała z Warszawy 6-osobowa ekipa, to tylko cztery osoby przystąpiły do ataku szczytowego na Kasprowy.
– Koledzy Tomek i Mirek przecenili swoje możliwości i ofiarnie podjęli decyzję, że będą na nas czekać przy grzańcach w bazie na Krupówkach. Rozpoznaliśmy u nich objawy choroby wysokościowej, stracili poczucie równowagi i orientacji w terenie – mówi Arkadiusz.
Jak wynika z ustaleń ASZdziennika, góra nie była łaskawa dla warszawiaków. Skoda Fabia zarejestrowana była na pięć miejsc, ekspedycja musiała się więc obyć bez pomocy szerpów. Narciarze na obleganych stokach utrudniały podjazd, a skały osadowe czuba na północnym grzbiecie zdradliwie osuwały się pod kołami. Ogrzewanie w aucie było o 1-2 stopnie niższe od granicy komfortu.
– Moment zaparkowania na szczycie warty był jednak wszelkich trudów i długiego oczekiwania aż kierowca dojedzie z Krakowa – zgodnie ocenili członkowie ekipy.
Arkadiusz chce wrócić w Tatry jeszcze w tym roku. Kolejnym celem ma być Gubałówka. Jeżeli aklimatyzacja w Karkonoszach przebiegnie pomyślnie, jego ekipa podejmie próbę zdobycia szczytu bez wspomagania Uberem.
Warszawiacy szukają już kierowców na BlaBlaCar.
To jest ASZdziennik, ale wszelkie cytaty i wydarzenie zostały zmyślone.
Autorzy: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor, Łukasz Jadaś / @lukaszjadas