Fot. 123rf.com
Reklama.
– Najbardziej płomienna, skrząca się sarkastycznym dowcipem i niezwykle cenna mowa, jaką można wygłosić spóźnionemu kurierowi pozostaje niewygłoszona po tym, jak jej autor w ostatniej chwili zmienił zdanie – dowiaduje się ASZdziennik.
Tymczasem od rana wszystko zmierzało ku oratorskiej kulminacji.
– Miał przyjechać z nową pralką przed godz. 10, ale oczywiście go nie było. Wtedy zaczął mi się w głowie rodzić wstęp – opowiada autor mowy, 30-letni Mariusz z Torunia.
Na brak inspiracji nie mógł narzekać: czas mijał, a kuriera nie było, na nic też zdały się próby kontaktu przez infolinię.
– Oczywiście frustrowało mnie to, ale jednocześnie wiedziałem, że powstaje coś wielkiego, od czasu spóźnionej dostawy telewizora w 2014 nigdy nie pisało mi się tak dobrze – opowiada.
Kiedy więc wybiła godzina "K" i kurier zrobił tę łaskę i zjawił się w końcu pod drzwiami Mariusza, nawet nie wiedział, co go czeka.
Niestety, ekspresja Tomasza wyraziła się tylko w zdawkowym "dzień dobry" i może trochę bardziej niechlujnym niż zwykle podpisem.
Nie obyło się jednak bez małego zwycięstwa.
– Nie spojrzałem padalcowi w oczy – mówi nasz bohater. – Pewnie do teraz rozkminia, dlaczego.
To jest ASZdziennik. Wszelkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.
Autor: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor