
Reklama.
– 36-latek zapomniał się na swojej imprezie i poszedł do łóżka dopiero po 23, mimo że wiedział doskonale, że jego organizm będzie po tym wyskoku dochodzić do siebie przez tydzień – dowiaduje się ASZdziennik.
Impreza pierwotnie planowana do 22 rozwijała się początkowo bez odstępstw.
– Otworzyłem sobie piwo, wziąłem kilka łyków, potem zjadłem coś zdrowego, żeby nie przeszarżować, potem znów wziąłem kilka łyków i zapiłem to zieloną herbatą, żeby uzupełnić zapas przeciwutleniaczy – opowiada Rafał.
Niestety tuż przed końcem impreza wymknęła się spod kontroli.
– Ani się obejrzałem, a zaczęło się party hard. Koleżanka poprosiła o napar z jarmużu, ktoś inny o ciastka z bazylią, ktoś o kanapkę z serem kozim i ani się obejrzałem, a zapuszczałem "Blowin in the wind" Dylana, żeby zaczęły się tańce – wspomina antybohater wieczoru.
Zanim towarzystwo się opamiętało, wybiła godzina 23, czyli całą godzinę po ustalonym dla 30-latka od lat rytmie dnia.
Na szczęście przybyłe na miejsce pogotowie nie stwierdziło zagrożenia życia.
Skończyło się na skierowaniu do sanatorium.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.
Autor: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor