Dramat dziennikarki. Poszła do restauracji i nie miała się za co wstydzić przed znajomymi z Zachodu
ASZdziennik
29 grudnia 2014, 12:02·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 29 grudnia 2014, 12:02
Jak obiecujący wieczór zmienił się w koszmar.
Reklama.
To miał być materiał pewniak: bierzemy znajomych z USA, konfrontujemy ich z polską rzeczywistością i piszemy błyskotliwy, zaangażowany tekst o tym, jak wiele jeszcze jako kraj musimy zrobić. Tym razem coś jednak poszło bardzo mocno nie tak.
– Zaczęło się jeszcze w drodze do lokalu - relacjonuje w rozmowie z ASZdziennikiem publicystka "Gazety Wyborczej". – Jak na złość przejechaliśmy bez korków i bez oznak buractwa ze strony innych uczestników ruchu, które tak wypunktowałam w jednym z tekstów. Czy wspominałam, że taksówkarz nie okazał się wyborcą Ruchu Narodowego?
Nie lepiej było w restauracji. Obsługę cechował nienarzucający się profesjonalizm, sztućce były czyste, a kelner nie pomylił się przy serwowaniu wina.
– Ten cwaniak poinformował nas nawet, że butelka była otwarta 30 minut wcześniej, żeby wino poodychało. Nie wiedziałam, co powiedzieć moim znajomym wobec tej pokazówki – załamuje ręce publicystka, którą największy cios miał dosięgnąć przy deserze.
– Przyszła para z dzieckiem, które zamiast napełnienia pieluchy niespodzianką, po prostu bezczelnie zasnęło – mówi nasza rozmówczyni. – Wiem, że to nie moja wina, ale wyrzucam sobie, że moi zagraniczni przyjaciele wrócili do domu z fałszywym obrazem naszego kraju.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.