Obalamy 12 mitów o aborcji. Rozmowa z Natalią Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu

Marta Nowak
Co czują osoby po aborcji? Jak wygląda zarodek? Czy jeśli przerwiemy ciążę, będzie nam później trudno zajść w kolejną? Jak tak naprawdę przebiega domowa aborcja, a jak ta w klinice za granicą? Porozmawiałam z Natalią Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, żeby rozwiać popularne mity o aborcji. To nie jest ASZdziennik, to jest sama prawda.
Natalia Broniarczyk Fot. archiwum prywatne
To prawdopodobnie jeden z najdłuższych tekstów, jakie kiedykolwiek opublikowaliśmy. Ale nie chciałam go skracać, bo każdy fragment może się okazać ważny dla konkretnej czytelniczki. To wszystko rzetelna wiedza - Aborcyjny Dream Team skutecznie pomógł w przerwaniu ciąży już tysiącom osób w Polsce.

Zapraszamy.

Marta Nowak: Czego najczęściej obawiają się osoby, które kontaktują się z wami w sprawie aborcji?

Natalia Broniarczyk: Po pierwsze boją się, że w Polsce aborcja jest karalna i że będą za nią ścigane. To nieprawda – przerwanie własnej ciąży nie jest w naszym kraju przestępstwem. Ale wcale nie jest tak, że taki komunikat z łatwością uspokaja osoby potrzebujące aborcji. Obawiają się, że ktoś wykryje, że zamawiały leki albo wyjechały za granicę, a nawet, że były w kontakcie z organizacją pomocową. Ten strach nie dziwi, bo klimat wokół aborcji w Polsce jest, jaki jest. Co rusz słyszymy nowe pomysły, choćby najnowszy rejestr ciąż.


A druga najczęstsza obawa?

Strach przed tym, że po przerwaniu ciąży pojawi się żal, depresja, żałoba. To efekt stygmatyzacji aborcji, bo właśnie takie nieprawdziwe rzeczy od zawsze o niej słyszymy. Kiedy już po wszystkim okazuje się, że żal się nie pojawia, osoby zaczynają z kolei oceniać same siebie. „Jestem człowiekiem bez serca, bo czuję się świetnie, a przecież zrobiłam coś strasznego”.

Oczywiście mitów jest znacznie więcej. Ile osób potrzebujących aborcji, tyle doświadczeń, lęków czy uprzedzeń. Niektóre mogą się wydawać śmieszne czy niezrozumiałe, ale świetnie pokazują, co od dziecka słyszymy o aborcji. Często pojawia się na przykład potrzeba, żeby przerwać ciążę jak najszybciej, przed 6. tygodniem.

Zastanawiałyśmy się, skąd ten 6. tydzień, i okazało się, że niektóre osoby na lekcjach religii czy biologii słyszały, że właśnie wtedy kształtuje się serce płodu – a to oznacza, że to już człowiek. Ta granica 6. tygodnia to coś, czym osoba w ciąży sama sobie dowala. To naprawdę nie ma znaczenia – jeżeli podjęła taką decyzję, może zrobić aborcję i w 10., i w 12. tygodniu. To jest jej własne życie i po 6. tygodniu ciąży nie ma do niego mniejszego prawa.

Wróćmy na chwilę do narracji o tym, że po aborcji rzekomo pojawia się żal czy depresja. Z twojego doświadczenia: jakie emocje naprawdę najczęściej czują osoby po przerwaniu ciąży?

I z mojego doświadczenia, i z badań wynika, że najczęstszym uczuciem po aborcji jest ulga. Każdego dnia dostajemy wiele wiadomości, które to potwierdzają. Czasem pojawia się wręcz stan euforyczny. Kiedyś pewna dziewczyna, z którą byłam w kontakcie przez SMS-y w czasie aborcji farmakologicznej, strasznie panikowała, była zła, że tabletki jeszcze nie działają. Uspokajałam ją, mówiłam, że trzeba jeszcze trochę poczekać. W końcu wszystko się udało, a ona napisała mi: „czuję się jak jakaś pierdolona królowa życia, kupiłam sobie dwie bezy Pavlova i zamierzam je zjeść”. Odpowiedziałam: „super, zrób to”.

To kolejna sprawa, która w ogóle nie pada w rozmowach o aborcji: już po wszystkim często pojawia się głód. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w niechcianej ciąży. To bardzo często stresująca sytuacja, wiele osób nie może wtedy jeść. Działają też dolegliwości ciążowe: wszystko nam śmierdzi, kawa nie smakuje, ulubiony ser drażni kubki smakowe. Przez te 2-3 tygodnie nie jemy, nie pijemy, ciągle chce nam się spać.

Kiedy udaje nam się przerwać ciążę, puszcza stres, zaczynamy znów czuć kontrolę nad swoim życiem – i robimy się głodne. Mamy ochotę wypić kawę, alkohol, zapalić papierosa, jeśli palimy.

To napisałyście nawet na stronie ADT: że można palić w czasie aborcji.

Można. I to zdecydowanie lepsze niż alkohol, bo ten rozrzedza krew, a obserwowanie krwawienia podczas aborcji jest ważne. Świetnie działa też palenie marihuany, to bardzo dobry środek przeciwbólowy. Jeśli po joincie nie zasypiamy – ważne, żebyśmy w czasie aborcji były świadome, w kontakcie, i ruszały się, bo wtedy proces przebiega szybciej – to jak najbardziej można zapalić.

Pytania o marihuanę są zresztą bardzo słodkie – w stylu „Jezu, pewnie w ogóle już o mnie źle pomyślisz, bo nie dość, że nie chcę dziecka, to jeszcze zastanawiam się, czy mogę zapalić trawę”. Tak, rób to, co cię uspokaja, co zrobiłabyś normalnie, gdybyś miała miesiączkę i bolał cię brzuch.

Jak dokładnie wygląda domowa aborcja farmakologiczna? To, jak brać tabletki, jest opisane na waszej stronie, ale czego można się spodziewać już po ich przyjęciu?

Każda aborcja wygląda trochę inaczej – zależy to głównie od etapu ciąży. Przy takiej do 12. tygodnia jest pewien schemat, który można opisać. Zazwyczaj po rozpuszczeniu w ustach misoprostolu zaczynamy odczuwać skurcze macicy nawet po 20-30 minutach. To znaczy, że lek działa, a macica zaczyna się obkurczać. Możemy czuć dreszcze, podwyższoną temperaturę, mdłości. To normalne dolegliwości – gdy tylko dojdzie do poronienia, wszystko wraca do normy.

Zwykle w ciągu godziny-dwóch od rozpuszczenia tabletek pojawia się krwawienie. Większość osób uważa, że będzie to potok krwi, nad którym nie dadzą rady zapanować czy ukryć go przed osobami, z którymi mieszkają. Tak naprawdę krwawienie jest troszeczkę intensywniejsze niż przy miesiączce. Chociaż wygląda inaczej, bo macica oczyszcza się z nabłonka i pojawiają się skrzepy.

W 5.-6. tygodniu ciąży trudno się zorientować, kiedy dokładnie dochodzi do poronienia. Ale jeśli jesteśmy bliżej 12. tygodnia, niektóre osoby w pewnej chwili czują, że przez kanał rodny przechodzi zarodek. Pojawia się nawet coś w rodzaju parcia. Inne nie mają takich odczuć, po prostu w pewnym momencie mówią: „nie wiem, kiedy to się stało, ale już jest po, wyrzuciłam w podpasce coś, co było trochę inne niż pozostałe skrzepy”.

Ile osób, tyle potrzeb. Są takie, które obserwują wszystko, co z nich wylatuje, są takie, które nie chcą mieć z tym kontaktu, a jeszcze inne wysyłają nam zdjęcia i pytają, czy to, co właśnie zobaczyły na podpasce, jest zarodkiem. Jesteśmy na to otwarte, można to robić. Wiemy, że to ważne.

Może to głupie pytanie, ale powiedzmy to sobie jasno: nie jest tak, że przy aborcji do 12. tygodnia zarodek jakkolwiek przypomina człowieka?

Wiele osób pewnie się obruszy, ale określenia padające ze strony osób, które przerywają ciążę razem z nami, to na przykład: „mięsko”, „wątróbka”, „chmurka”, „rozgnieciony owoc”. To bardzo dobre opisy – zarodek na tym etapie dokładnie tak wygląda. Nie przypomina niczego podobnego do człowieka. Wiadomo – im ciąża jest dłuższa, tym zarodek większy. W pewnym momencie przekształca się w płód, pojawia się też łożysko. Powyżej 12. tygodnia ciąży dla wielu osób konfrontacja z płodem może być trudniejsza.

Ale po 12. tygodniu ciąży nie robi się już aborcji farmakologicznej w domu, tylko trzeba jechać do kliniki?

To kolejny mit. Aborcja farmakologiczna jest możliwa także po upływie 12. tygodnia, ale według najnowszych rekomendacji WHO należy wtedy zachować nieco inne protokoły bezpieczeństwa. Przy aborcji poniżej 12. tygodnia co do zasady nie ma konieczności kontaktowania się z ochroną zdrowia, chyba że jest nam słabo lub występuje silne krwawienie – to znaczy dwie całkowicie mokre od krwi podpaski maxi w ciągu dwóch godzin.

Natomiast powyżej 12. tygodnia skurcze są silniejsze, krwi jest więcej, możemy zaobserwować utratę wód płodowych. Jest też inny schemat przyjmowania leków. Zalecamy, żeby przy aborcji powyżej 12. tygodnia, kiedy odchodzą wody płodowe, pojechać do szpitala.

Tu powiem kolejną rzecz, która pewnie może oburzyć wiele osób. Najczęstsze pytanie, które słyszymy, kiedy rekomendujemy kontakt z ochroną zdrowia, brzmi: „czy w szpitalu nie uratują ciąży?”. Osoby boją się, że lekarze podejmą taką próbę.

A mogą?

Przy aborcji farmakologicznej poniżej 12. tygodnia ciąży w ogóle nie ma takiej możliwości. Na późniejszym etapie, nawet w 23.-24. tygodniu, jeśli rozpoczniemy proces aborcji farmakologicznej w domu i pojedziemy do szpitala dopiero po odejściu wód płodowych czy rozpoczęciu krwawienia – również nie ma szans, żeby uratować ciążę.

Inaczej byłoby, gdybyśmy w 22.-24. tygodniu przyjęły tabletki pod szpitalem i od razu do niego weszły – polska ochrona zdrowia jest świetna w ratowaniu bardzo młodych płodów, które są u nas traktowane jak osobni pacjenci.

Radzimy pojechać do szpitala, bo wtedy poronienie zostanie dokończone. Lekarze sprawdzą, czy macica do końca się oczyściła, a to ważne w kontekście potencjalnych zakażeń. Pamiętajmy też, że powyżej 12. tygodnia ciąży mamy już łożysko, a rana po nim intensywnie krwawi. Dobrze, żeby zobaczył to lekarz i ocenił, czy wszystko jest w porządku.

Ważna rzecz w kontekście prawa: powyżej 22. tygodnia własna aborcja może być karana, bo 22. tydzień w polskim prawie wyznacza granicę pomiędzy poronieniem a urodzeniem. Pamiętajmy o tym.

A na co powinnyśmy same zwrócić uwagę po domowej aborcji?

Przez pierwsze dwa-trzy dni kontrolujmy to, czy nie mamy podwyższonej temperatury, zwracajmy uwagę na krwawienie. Jeśli pojawi się inny niż do tej pory ból brzucha, krew zacznie nieładnie pachnieć, a temperatura wynosi 37-38 stopni, chociaż nie jesteśmy przeziębione, warto pojechać do lekarza i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, bo takie objawy mogą wskazywać na stan zapalny organizmu.

Tu zwrócę uwagę na jedną ważną rzecz: mówimy o różnych nietypowych objawach, co może brzmieć niepokojąco. Ale sytuacje, które wymagają nadzoru medycznego, to 2% wszystkich aborcji farmakologicznych. Najczęściej dotyczą osób, które mają silne krwawienia miesiączkowe, anemię, albo takie, które źle reagują na stres.

Aborcja farmakologiczna to nie jest jakiś gorszy, „alternatywny” sposób na przerwanie ciąży. Stosuje się ją też w krajach, w których aborcja na życzenie jest legalna. Często to wręcz metoda pierwszego wyboru, wykonywana dużo szybciej niż inne. Tabletki można zażyć nawet w 4. czy 5. tygodniu ciąży, kiedy według lekarzy w wielu krajach na inne metody jest jeszcze za wcześnie.

Inna możliwa obawa: czy jeśli zrobimy aborcję farmakologiczną, w przyszłości będziemy mogły normalnie zajść w ciążę?

Ani aborcja farmakologiczna, ani chirurgiczna, instrumentalna, nie powoduje żadnych problemów z płodnością. Zakończenie ciąży – nieważne, czy porodem, poronieniem, czy aborcją – dla organizmu jest dokładnie tym samym. Jeżeli nie karmimy piersią, to płodność wraca. Powiedziałabym nawet, że hormony buzują – często po aborcji zaczynamy mieć ochotę na seks, także dlatego, że to pewien symboliczny sposób odzyskania kontroli nad ciałem. I trzy tygodnie później okazuje się, że znowu jesteśmy w ciąży.

Dlatego często przypominamy, że można wziąć tabletki antykoncepcyjne od razu po aborcji, nie czekając na miesiączkę. Przez kilka dni wskazane są też prezerwatywy, bo oczyszczająca się macica jest bardzo podatna na infekcje, a stosunek seksualny bez zabezpieczenia im sprzyja. Z tego samego powodu przez jakiś tydzień po aborcji zamieniamy też kąpiel na prysznic, nie chodzimy na basen.

Z kolei jeśli mamy pracę fizyczną – na przykład w gastronomii, gdzie jesteśmy w ruchu, nosimy tace, zmieniamy ciężkie beczki z piwem – weźmy wolne na ten dzień, kiedy robimy aborcję. Następnego dnia można już iść do pracy, ale warto unikać wysiłku. Pracujmy wtedy na trochę mniejszych obrotach – można powiedzieć na przykład, że ma się ciężką miesiączkę. Ta doba jest potrzebna, żeby organizm wrócił do siebie. Po dwóch dniach jesteśmy już w stanie normalnie funkcjonować.

Załóżmy, że czyta nas teraz osoba, która potrzebuje aborcji. Zrobiła test z apteki, wyszły dwie kreski i chce przerwać ciążę. Co powinna zrobić w pierwszej kolejności?

Albo wejść na stronę Aborcyjnego Dream Teamu, albo napisać do ADT na Facebooku, albo zadzwonić na numer Aborcji Bez Granic, czyli 22 22 29 22 597. Dyżurujemy przez cały dzień. Odpowiemy na pytania i poradzimy, co zrobić. Dziś najprostsza, najtańsza i najwygodniejsza opcja to zamówienie tabletek z bezpiecznego źródła – albo z organizacji Women Help Women, albo z Women on Web. Jeśli nie masz pieniędzy na darowiznę, czyli 75 euro, to nie zostawimy cię bez pomocy. Możesz napisać maila do WHW albo do nas zadzwonić, a wtedy WHW na pewno obniży kwotę darowizny albo całkowicie ją zniesie. Jeśli masz mniej niż 18 lat, wystarczy o tym napisać, a wtedy w ogóle nie będzie wymogu darowizny – wiemy, że nastolatkom jest szczególnie trudno znaleźć dostęp do karty, która ma na koncie te 280-300 złotych.

Rozmawiaj z nami szczerze, nie bój się, nie kombinuj. Nie zamawiaj leków od handlarza, bo dostaniesz albo zwykły paracetamol, albo za mało leków, albo, jeśli policja później złapie takiego człowieka, będziesz musiała zeznawać w tej sprawie jako świadek. Lepiej do nas zadzwonić i dostać konkretne adresy bezpiecznych źródeł.

Z kolei jeśli chcesz wyjechać za granicę z różnych powodów – twoja ciąża jest bardziej zaawansowana albo masz przeciwwskazania do aborcji farmakologicznej…

Rozumiem, że to wychodzi podczas rozmowy z wami? Nie trzeba samej na wstępie wiedzieć, czy ma się przeciwwskazania do aborcji tabletkami?

W konsultacji na stronie womenhelp.org każda osoba zamawiająca tabletki musi odpowiedzieć na kilkanaście pytań. Jednym z najważniejszych jest to o choroby. Przeciwwskazaniem są takie, o których osoba na pewno wie, bo musi przyjmować leki. Aborcja farmakologiczna odpada na przykład wtedy, kiedy bierze się sterydy, a także w przypadku niektórych chorób układu krwionośnego. To rzadkie sytuacje. Warto jednak szczerze napisać o nich w konsultacji, żeby WHW mogło pomóc w bezpieczny sposób. W takich wypadkach pomagamy zorganizować wyjazd za granicę – do Niemiec, Austrii, Holandii albo Anglii. Jesteśmy w stanie to załatwić nawet w ciągu tygodnia czy dziesięciu dni.

Ta pomoc to nie tylko wskazanie bezpiecznej kliniki, ale też asysta przy umówieniu się na zabieg i wsparcie finansowe. Jeśli nie masz na zabieg ani złotówki – damy radę. Jeśli możesz na niego przeznaczyć tylko 200 złotych – dopłacimy resztę. To działa na zasadzie funduszu solidarnościowego: jeśli ktoś coś wpłaci, ktoś inny będzie mógł wpłacić mniej. Przychodzą do nas na przykład przelewy po kilku miesiącach po aborcji, z wiadomościami „kiedyś skorzystałam z waszej pomocy, a teraz dostałam zastrzyk gotówki, więc wpłacam wam chociaż tyle, żebyście mogły pomóc jakiejś innej kobiecie”. To naprawdę wzruszające.

W przypadku wyjazdu za granicę ma się zabieg w normalnej klinice, takiej, z której korzystają też obywatelki danego kraju, w którym aborcja jest legalna?

Absolutnie tak. Kiedyś zrobiłyśmy na naszym Instagramie lajwa z kliniki w Amsterdamie, bo stwierdziłyśmy, że po prostu musimy to pokazać. Wchodzimy przez te same drzwi i na lewo jest przedszkole, a na prawo klinika.

Masz wybór!

Dokładnie. W samej klinice w poczekalni są gazetki, można sobie zrobić kawę, herbatę. W trakcie aborcji leżymy w sali z innymi osobami w tym samym procesie, mamy kolorowe koce, jest wi-fi. Nie można tylko łączyć się z nikim poprzez wideo, żeby chronić prywatność współtowarzyszących. Jeśli wolimy przejść przez aborcję same, jest też izolatka. Po wszystkim dostajemy krakersy i sok pomarańczowy, bo – jak już mówiłam – jesteśmy głodne, a także instrukcję, jak dbać o swoje zdrowie przez najbliższe dni.

Personel jest niezwykle miły. To jest historia, która powtarza się niezależnie od tego, czy pojedziemy do Holandii, Anglii czy Niemiec – kobiety zawsze wracają i mówią, że nie spodziewały się, że w trakcie aborcji może je spotkać tyle dobra od obcej osoby. Na przykład w trakcie podawania znieczulenia niemieckojęzyczna pielęgniarka, nie będąc w stanie nic więcej powiedzieć po polsku, mówi „będzie dobrze” i głaszcze pacjentkę po ręku. Przerwanie ciąży to może być ludzkie, normalne doświadczenie, i w większości krajów na świecie takie jest.

Ostatnie pytanie: co można zrobić dla was jako organizacji, jeśli ktoś chce was wesprzeć?

Pomagać da się na wiele sposobów. Nawet rozklejanie naszych wlepek to już jakaś informacja dla osoby, która chce przerwać ciążę. Jeśli ktoś napisze do nas na adres kontakt[at]aborcyjnydreamteam.pl z prośbą o wlepki czy ziny, spakujemy i wyślemy tyle, ile trzeba. Można je rozkładać i rozlepiać w salonach fryzjerskich, w szkołach, w toaletach w knajpach – wszędzie tam, gdzie pojawiają się osoby, które potrzebują takich informacji. Marzy nam się, żeby kiedyś pójść na stadion piłkarski i porozklejać wlepki w damskich toaletach. Tam też są osoby, które potrzebują aborcji i powinny mieć dostęp do wiedzy.

Bardzo doceniamy wspieranie nas na social mediach, udostępnianie naszych treści. Nie podchodzimy do swoich materiałów we własnościowy sposób, nawet nie umieszczamy loga na grafikach. Zgadzasz się z naszym przekazem? Zapisuj, drukuj, udostępniaj. Nigdy nie usłyszysz od nas złego słowa, wręcz prosimy, żeby to robić.

A jeśli chcesz się zaangażować w pomaganie w aborcjach, to śledź nasze materiały na Facebooku i Instagramie i zarejestruj się na forum maszwybor.net prowadzone przez Kobiety w Sieci, naszą siostrzaną organizację. Tam codziennie wydarzają się aborcje farmakologiczne, które możesz obserwować i w pewnym momencie zacząć je wspierać. Osoby w tym procesie mają bardzo różne potrzeby – czasem wystarczy, że usłyszą „będzie okej”, czasem konieczna jest głębsza konsultacja.

Bardzo zachęcam też do organizowania się samodzielnie. Im więcej samopomocy aborcyjnej, tym lepiej. Jeśli z przyjaciółkami czy przyjaciółmi w swojej miejscowości chcielibyście zacząć pomagać w aborcjach – napiszcie do nas. Wyślemy wam materiały, w razie potrzeby przyjedziemy, powiemy wszystko, co trzeba wiedzieć, żebyście wy też mogły i mogli robić takie warsztaty w przyszłości. Jeśli trzeba będzie was wesprzeć finansowo – wesprzemy. Po to właśnie zbierałyśmy pieniądze. Naszym celem jest to, żeby przyjaciółki aborcyjne były w całej Polsce.

Aktualnie jako Komitet Legalna Aborcja Bez Kompromisów zbieramy podpisy pod obywatelską ustawą legalizującą aborcję do 12. tygodnia ciąży. Potrzebujemy ich 100 tysięcy. Zachęcamy wszystkie osoby do wydrukowania karty ze strony legalnaaborcjabezkompromisow.pl i przelecenia się z nią po sąsiadkach, koleżankach czy rodzinie. Wypełniona podpisami kartę wysyłamy na adres wskazany na stronie. Każdy podpis ma znaczenie i zbliża nas do legalnej aborcji.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.