Dramat nowego serialu. Nikt go nie hejtuje, a reżyser już miał takie fajne teksty do gaszenia hejterów
Długie godziny przygotowań, wymyślania i spisywania błyskotliwych odpowiedzi. Praca równie, jeśli nie bardziej, wymagająca, co reżyseria. Cała na marne. Nowego miniserialu reżysera m.in. "Oldboya" i "Służącej" po prostu nikt nie hejtuje.
– Nie rozumiem. Twórców "Wiedźmina" tysiące osób skrytykowało za ewentualność castingu aktorki o wyglądzie niezgodnej z wizją fanów. No i za Cavilla, ale to akurat zrozumiałe – żali się Park Chan-wook. – A mi nikt złego słowa nie powiedział.
Faktycznie, media i widzowie piszą o świetnej obsadzie, rosnącym napięciu, krwistych bohaterach i talencie do storytellingu. Pojawiają się opinie, że to jedna z najważniejszych pozycji roku. Nikt jednak nie krytykuje serialu i nie wskazuje jego niedociągnięć.
– Gdybym choć raz zobaczył, że ktoś pisze "liczyłem na więcej akcji", mógłbym odpisać "twoja dziewczyna mówiła to samo", czy coś - mówi przygnębionym głosem reżyser. – Największy pojazd, z jakim się spotkałem, to gdy jeden bloger stwierdził, że w pierwszych dwóch odcinkach "mało się dzieje".
– Już miałem pisać, że "na pewno więcej niż w twoim życiu towarzyskim", ale potem dodał, że to z dbałości o ekspozycję, i że warto obejrzeć do końca – dodaje załamany.
Reżyser wyznał, że jest zdeterminowany, żeby pokłócić się z kimś w internecie i wykorzystać swoje teksty, nawet jeśli nie będzie to już miało związku z "Małą Doboszką".
– Obawiam się, że może dojść do najgorszego, ale jeśli to jedyny sposób - trudno. Zacznę grać w "League of Legends".