
Sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, Paweł Bejda, wpadł na zabawny pomysł: jeśli ustawa o osobie najbliższej miałaby wejść w życie, to dopiero po upływie roku po zawarciu przez zainteresowane strony.
To oznacza, że wszelkie uprawnienia wynikające ze statusu osoby najbliższej miałyby pozostawać nieważne przez cały rok.
No i dobra. Może ktoś pomyśli: nie brzmi to tak źle, ludziom w heteroseksualnych związkach też by nie zaszkodziło. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że blisko połowa zawieranych małżeństw w Polsce kończy się rozwodem.
Albo to, że istnieją tacy ludzie jak np. Linda Wolfe, która 23 razy wychodziła za mąż (fun fact: dwójka z jej mężów okazała się gejami).
Albo to, że istnieją programy, w których heteroseksualiści poznają swoich mężów/żony dopiero na własnym ślubie.
Albo to, że Kosiniak-Kamysz wziął rozwód i ma teraz drugą żonę, więc najwyraźniej też przydałby mu się jakiś okres próbny.
Tylko mała przypominajka: w całej debacie nie chodzi o małżeństwa jednopłciowe. Chodzi o kompromis kompromisu kompromisu – ułamek praw porównywalny do drobnego, chomiczego bobka w całym gnoju ustaw. Innymi słowy – o „status osoby najbliższej i umowę o wspólnym pożyciu”. Która obowiązywałaby PO ROKU.
I to w sumie brzmi jak niezły żart, więc jeśli ktoś z ministerstwa szuka pracy w komedii, to prosimy o kontakt!
To jest ASZdziennik, ale to prawda.
