Canva, Instagram/@aminecraftmovie
Reklama.

Jared Hess – reżyser filmu – potraktował temat naskórkowo. Lata świetności „Napoleona Wybuchowca” minęły, panie Hess. Lekkie komedyjki sprawdzały się w latach dwutysięcznych. Może czas odpuścić? 

W obrazie Hessa film opowiada o czwórce safanduł, która w asyście doświadczonego Steve’a przemierza krainę Nadziemia. Dobór obsady przyprawia o skurcze żołądka. Steve – filmowa figura ojca, tolkienowski archetyp mędrca – przypadł Jackowi Blackowi, wodewilowemu aktorzynie, który nie był w stanie udźwignąć ciężaru swojej postaci. O reszcie nawet nie warto wspominać, wieszaki na kostiumy.

Scenariusz też pozostawia wiele do życzenia. Już na początku filmu wiemy, że dobro wygra, a temat wysadzających się w powietrze Creeperów zostaje zamieciony pod dywan. Dlaczego przygodowy rodzinny film unika podjęcia rękawicy brzemiennej w polityczne asocjacje? Nie wiemy.

Szkoda, że wciąż z uporem maniaka uprawia się film. Raz za razem przekonujemy się, że kino nie dorasta do pięt Literaturze, którą przeżuwa i wypluwa. Nie oglądałem „Minecraft: film”, lecz „Minecraft: książka” jest dużo lepsza.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.