Fot. Jacek Slomion/REPORTER, CANVA
Reklama.

– Nadszedł czas, by edukacja stała się w pełni wolnorynkowa – tłumaczy kanclerz uczelni  który prosił, by nie podawać jego nazwiska, bo „przyjmuje tylko gotówkę”. – Koniec z publicznymi uczelniami, które kształcą darmozjadów na koszt podatnika. Nasza uczelnia to odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie na niezależną myśl akademicką oraz jeszcze bardziej niezależne czesne.

Uniwersytet im. Sławomira Mentzena stawia na najwyższą jakość edukacji, dlatego stosuje innowacyjny system rekrutacji. Studenci mogą dostać się na uczelnię na dwa sposoby:

1. Wykazując się wybitnymi osiągnięciami w dziedzinie narzekania na podatki.

2. Mając bardzo bogatych rodziców.

Udało nam się porozmawiać z jedną z pierwszych studentek Alma Mater, Anią Konserwą.

– Rekrutacja była naprawdę wymagająca intelektualnie. Musiałam przyjść z tatą, napiliśmy się ze Sławkiem piwa – wspomina Ania, studentka pierwszego roku. – Potem musiałam wypełnić papiery. Wahałam się między bioetyką konserwatywną a podatkologią mistyczną, ale w końcu wybrałam podatkologię. Przekonały mnie "warsztaty z krzyku na lewaka".

Ania chwali się, że "wiedza z innych dziedzin jej nie ucieknie", bo jej mąż zapisał się na "warsztaty z wyśmiewania biedy" oraz wykład o przyciąganiu pieniądza. Obiecał, że podzieli się z nią notatkami.

– Oczywiście za odpowiednią cenę – przyznaje, obdarowując mnie i swoją żonę wykładem na temat wolnego rynku informacji. 

Semestr nauki na uniwersytecie kosztuje już 7 milionów złotych, a oto reszta przedmiotów, jakie można zgłębiać na uczelni:

  • wywiady kontrolowane, czyli jak wybrać dziennikarza, który nie zapyta o nic trudnego;
  • rozmowy ze swoja wewnętrzną gospodarką;
  • aborcja Schrödingera;
  • "Poproszę bez podatku, tatku", czyli warsztaty podatkowe z tatusiem Sławusiem;
  • akrobatyka retoryczna;
  • przybijanie złotej piątki Mentzena;
  • gejowski s*ks – jak uprawiać, by wciąż nienawidzić.
  •  To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.