A oto 8 powodów, dla których każdy powinien ją obejrzeć:
1. Bo to animacja, która nie jest jak inne animacje, ale nie w sposób, w który twoja koleżanka is not like the other girls.
„Flow” to film, w którym zwierzęta zachowują się jak zwierzęta – i całe szczęście. Zwierzęcy bohaterowie nie przypominają członków skłóconego rodu, w którym każda osoba wylosowała sobie po jednej dominującej cesze charakteru, nikt tu nie ma aspiracji do zastąpienia króla Juliana. To miłe.
2. Bo jedną z bohaterek jest rozkoszna kapibara, która przesypia większość czasu ekranowego.
I każdy, kto wpada w piekielną pętlę przesypiania budzików, może się z nią utożsamić.
3. Bo to prawdopodobnie jedyna opowieść o katastrofie klimatycznej, która nie zdenerwuje twojego niewierzącego w globalne ocieplenie wujka.
Nawet jeśli tylko czeka na minusowe temperatury, by napisać kpiący post na Twitterze.
4. Bo trafi do ludzi, którzy lubią intro „Klanu”.
Jak „Pory roku” Vivaldiego Zmienia się światło w twoich oczach…
Piękne światło i nastrojowa animacja skłaniają, by podczas seansu zanucić Ryszarda Rynkowskiego. Życie, życie jest nowelą.
Jeśli ty tak nie masz, przejdź do punktu 5.
5. Bo solidarność międzygatunkowa wzrusza.
Koteczek współpracuje z lemurem, labradorem i waleniem. To nie tylko urocze, ale też ważne.
6. Bo jest tam shiba inu.
I robi: „grrr”.
7. Bo to dobry odpoczynek na przebodźcowanko.
„Flow” mogłoby być dydaktyczne, ale nie jest. To chillujący seans, a wierzę, że w weekend wszyscy tego potrzebujemy. Animacja jest miłym odpoczynkiem od ludzi small talków i big talków – w filmie nie pada ani jedna kwestia, a mimo to fabuła jest wciągający niczym w zwierzęcym filmie akcji.
8. Bo jest trochę jak gra wideo.
Ale ty nie sterujesz, siedzisz obok kolegi, jest 1998 rok, pijecie kakao, za oknem śnieg, patrzysz, jak Kuba marszczy czoło, płynąc kotem przez zalany las. Jest niedziela wieczór, ale humor nie jest popsuty.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.