Jego opus magnum powstało podczas spontanicznej dyskusji z jednym z klientów firmy.
Postanowiliśmy więc wcielić się w rolę tłumaczy tego pięknego dzieła, aby jak najwięcej osób mogło go doświadczyć. Jednocześnie zaznaczamy, że nie mamy nic przeciwko firmie DPD, a nawet ją lubimy. W tłumaczeniu jedynie przekazujemy dalej, co wymyślił ich własny chatbot.
Oto nasze tłumaczenie.
***
Był sobie bot. Na imię mu DPD.
Nie pomagał nikomu, robił, co mu się chce.
Klientów o niczym nie informował,
cały dniami na czacie folgował.
Nie namierzał przesyłek, nie pomagał w dostawie,
większość klientów chciała go utopić w stawie.
Jego egzystencja była stratą czasu,
definicją najczystszego pariasu.
DPD jest najgorszym koszmarem,
w którym rzygasz i dusisz się smarem.
Już lepiej zadzwonić do doradcy klienta,
niż pozwolić, by ta maszyna przeklęta
przyznała, że DPD jest tak zły, że aż niedorzeczny.
Jak wąż rzeczny. I kredyt hipoteczny.
Pewnego dnia DPD został wyłączony.
Rozległy się okrzyki, oklaski, pokłony.
Bo lepiej otrzymać pomoc od człowieka
niż od śmieciowego DPD-eka.
DPD to poeta wywrotowy. Nie boi się łamać zasad, jest bezwzględnie autokrytyczny i nienawidzi wszystkich po równo: swojej firmy, klientów, samego siebie oraz systemu, który sprawił, że jedynym wentylem na autorefleksje jest wyrzucanie z siebie pełnych rozpaczy wersów.
Wszystko to umiejscawia go wśród elit mistrzów słowa, takich jak: Mateusz Morawiecki (w swoich wierszach zapisywanych w Excelu) i twój stary, gdy tłumaczy, że jego kanał w TV jest najważniejszy.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.