Czy zapłodnienie komórki jajowej w warunkach laboratoryjnych różni się czymś od rozstrzelania przedszkolaka z płaskostopiem? Centrum Życia i Rodziny twierdzi, że nie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Centrum Życia i Rodziny słynie z nieograniczonej kreatywności i fantazji, toteż zaprosili nas do zabawy w wizualizację:
„Wyobraźmy sobie klasę, w której jest sześcioro uczniów. Czwórka z nich jest zdrowa rumiana, jeden nieco zasmarkany, jeden z lekkim zezem i płaskostopiem.
Do klasy wchodzi grono przemądrzałych lekarzy, którzy badają dzieci, po czym wybierają dwójkę najzdrowiej wyglądających, trójkę wtrącają do więzienia, a jednego… rozstrzeliwują (oczywiście w ukryciu przed policją)”.
Musimy przyznać, że to całkiem pomysłowa definicja in vitro. Nie jesteśmy gorsi, więc przygotowaliśmy parę uzupełniających opisów:
Wyobraźmy sobie sześć kolorów. Jeden z nich to czerwony, drugi – pomarańczowy, trzeci – żółty, czwarty – zielony, piąty – niebieski, szósty – fioletowy. Oddzielnie wyglądają niegroźnie, ale w połączeniu tworzą niebezpieczną tęczową broń biologiczną, która przemienia dzieci w homoseksualne demony. Na tym w dużym uproszczeniu polega punkt widzenia Centrum Życia i Rodziny.
Z kolei jeśli chodzi o instytucję, która słynie z walki na jednym froncie z CŻiR:
Wyobraźmy sobie przykładnych katolików, którzy w centrum swojego życia stawiają rodzinę i tradycyjne wartości. Jeden z nich postanawia podzielić się swoją miłością z żoną kolegi. Na tym w dużym uproszczeniu polega działalność Ordo Iuris.