logo
Fot. 123rf.com
Reklama.

Nie są nim również działania reanimacyjne, które odbywały się przez cały czas trwania godzinnego nabożeństwa.

8 sierpnia w Ostrowie Wielkopolskim, chwilę przed mszą pogrzebową, zasłabł 77-latek.

– Jedna z kobiet próbowała mu pomóc. Ludzie wezwali pogotowie. Byliśmy zdziwieni, że mimo dramatycznej sytuacji proboszcz rozpoczął mszę – opowiada jeden ze świadków na łamach Gazety Wyborczej. – Przyjechała straż i pogotowie. Prowadzili reanimację, a ksiądz nie przerywał mszy. Pod koniec nabożeństwa mężczyzna zmarł.

Sprytny ksiądz postanowił nie marnować okazji i upiec dwie hostie na jednym ogniu – odprawił mszę za oryginalnego zmarłego, modląc się przy okazji za dopiero co zmarłego 77-latka.

– W trakcie mszy modliliśmy się za zmarłego i tego, który walczy o życie. Myślę, że nikt nie czuł się urażony. To było godne dla jednej i drugiej strony. To był piękny obraz naszego życia, piękny znak ratowania życia – uważa proboszcz, choć nam wydaje się raczej, że był to piękny znak olewania umierającego mężczyzny.

Podobnie myśli jedna z parafianek:

– Ludzie powinni szybko wyjść z kościoła, a proboszcz przerwać mszę, bez zasłaniania się decyzją rodziny, dla której odprawiał tę mszę pogrzebową. Wiadomo, że za mszę zapłacili i chcą żeby się odbyła, ale przecież mogli ją przesunąć o godzinę.

Pozostaje cieszyć się, że ksiądz nie oskarżył denata o obrazę uczuć religijnych. Bo przecież mógł poczekać i umrzeć na ogłoszeniach duszpasterskich.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.