fot. Canva
REKLAMA

Jako społeczeństwo stajemy przed ogromnym problemem: gwiżdżący budowlańcy stają się rzadkością. Liczba tych wspaniałych rzemieślników zmniejsza się, ale ich obecność cały czas wywołuje duże zainteresowanie. Na budowie przy ulicy Fordońskiej w Bydgoszczy codziennie gromadzą się tłumy, aby obserwować wyjątkowy spektakl. Ostatni ocaleni budowlańcy starego typu robią to, co kochają najbardziej: gwiżdżą za kobitkami i krzyczą seksistowskie pierdoły. Ich perfekcyjne poświsty i wulgarne uwagi przenoszą przechodniów do czasów dzieciństwa. – W latach dziewięćdziesiątych rządzili osiedlami. Nazywaliśmy ich "flirciarzami z betonu" – zamyśla się Tomek, przechodzień. – Nie odpuszczali żadnej kobiecie, a czasami nawet chłopakom. Wystarczyło, że zobaczyli kogoś w krótkich spodenkach i już mieli dzień pracy z głowy. Budowlańcy gwiżdżący za kobietami stają się coraz rzadszym widokiem na placach budowy. Według informacji GUS w Polsce żyje ich około tysiąca – większość z nich w rezerwatach i parkach budowlanych na terenie całego kraju. Rząd planuje uruchomić specjalny program edukacyjny "Świst+", który będzie zachęcać młodych ludzi do podjęcia tego rzemiosła. MEN uznało, że fachowcy ci są elementem naszego niematerialnego dziedzictwa kulturowego, a ich obecność dodaje uroku w okolicach budów. – Zastanawialiśmy się, czy nie pozwolić tym gwiżdżącym romantykom odejść w zapomnienie. Ostatecznie uznaliśmy jednak, że są zbyt ważni dla tkanki miasta – mówi Florian Flecik, wiceminister edukacji. – Gwiżdżacze są dla niektórych kobiet jedyną szansą na molestowanie w przestrzeni publicznej. Nie możemy na to pozwolić. To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.