
– Nie mogłam uwierzyć w te ceny. A nie można świętować najważniejszego dzień w życiu bez wielkich liter z karton-gipsu – opowiada panna młoda. – Wspólnie postanowiliśmy, że wykupimy tylko dwie literki. Kosztowały nas więcej niż kapela, fotobudka i tort, ale było warto: teraz mamy pewność, że zdjęcia ze ślubu będą jedyne w swoim rodzaju. Sytuacja z napisem pokazała zakochanej parze, że warto wyjść poza utarte schematy i zrobić coś po swojemu. Szczególnie jeżeli nie stać nas na większość rzeczy. – Poprosiliśmy gości, żeby przynieśli na imprezę swoje kanapki – uśmiecha się pan młody.
Para zaznaczyła też w zaproszeniach, że nie chce kwiatów. Ani karmy dla piesków ze schroniska.
Kasia i Tomek zachęcili bliskich do przyniesienia "suchych" produktów do zapełnienia ich domowej spiżarki. Dostali 120 kg makaronów, 50 kg ryżu i 17 kg mąki. Do tego dziesiątki słoików z dżemami, sosami i zupami. – Najbardziej poruszyły mnie puszki z wojskowymi racjami – mówi wyraźnie wzruszona Kasia. – Takie konserwy potrafią przetrwać dziesiątki lat. Są dla mnie pięknym symbolem stabilizacji małżeńskiej. Czuję, że jesteśmy gotowi na nasz miesiąc poślubny. A przynajmniej na obiady w jego trakcie. Żałują tylko, że z powodu niskiego "co łaska" dla księdza, usłyszeli nieco okrojoną wersję przysięgi małżeńskiej. Zgodnie z wolą duchownego ślubowali sobie "ść, ść i ść małżeńską". To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.