Kobieta, która po opisanym doświadczeniu zrezygnowała z zawodu nauczycielki, opisała historię dwojga dzieci, które zgłosiły jej (!), że są bite przez rodziców, co zresztą bez problemu można było zauważyć na ich ciele. Jak przystało na porządnego, myślącego i czującego człowieka, zgłosiła sprawę na policję, a jednym z dzieci zajęło się pogotowie ratunkowe.
Tyle że reszcie pracowników szkoły niezbyt się to spodobało. Bo, jak wynika z relacji pani Magdaleny, wszyscy mieli wiedzieć o tym, czego doświadczają poszkodowane dzieci.
Jak opisała pani Magdalena:
– starsze nauczycielki chciały "dotrwać do emerytury bez afer", – młodsi nauczyciele nie chcieli się wychylać, – logopedka stwierdziła, że dziecko, które w wieku 6 lat nie mówi, nie zgłaszało przecież przemocy, – dyrekcja namawiała, żeby nie wychodzić przed szereg i siedzieć cicho.
Była nauczycielka postanowiła odejść, ale wcześniej doprowadzić sprawę do końca. Nie zdążyła, bo ją zwolnili.
Sprawa dzieci trafiła do Rzecznika Praw Dziecka, Sądu Rodzinnego i do Prokuratury Rejonowej, a sprawa pani Magdaleny – do Sądu Pracy. Niestety, pensja nauczycielki wychowania przedszkolnego może nie pokryć kosztów z tym związanych, dlatego w imieniu pani Magdy zwracamy się o pomoc prawną do wszystkich, którzy swoim doświadczeniem mogą wesprzeć jedną z nielicznych – jak się okazuje – osób, których nie dopadła znieczulica na cierpienie kilkulatków.
I może coraz mniej dzieci będzie musiało dorastać w przeświadczeniu, że są na tym świecie zupełnie same.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.