Magiczna technika Bazyla nie pojawiła się znikąd: już jako mały szczeniak powoli, cierpliwie zgłębiał tajniki przydatnych zaklęć i czarów, dzięki którym będzie mu się żyło wygodniej.
Jednym z pierwszych zaklęć, jakiego się nauczył, było zaklęcie maślanych oczu rzucane na Artura, kiedy Bazyl miał ochotę na przekąskę. Choć Artur zapierał się, że tym razem już nie ulegnie, zawsze ulegał.
Z czasem niektóre zaklęcia zwiększały swoją moc – jak na przykład zaklęcie szczekania, które z początku było słabiutkie i powodowało raczej rozczulony śmiech, a nie podziw obecnych wokół ludzi i psów, lecz gdy dorósł, zaczęło wzbudzać całą gamę emocji i nikogo nie pozostawiało obojętnym. Tylko Wandzia była na niego odporna, ale czarownice tak mają.
Jednym z najprzydatniejszych jednak czarów okazało się zaklęcie tuptania w kółko na tym, na czym chce się położyć. To właśnie ten magiczny rytuał zmieniał byle koc, byle legowisko, byle łóżko z średnio twardym materacem w rozmiarze king i ochraniaczem z memory foam w królewskie łoże niby z baldachimem, gotowe ugościć zmęczone łapki, tułów i głowę Bazyla niczym starego przyjaciela powracającego z długiej podróży. Zaklęcie było proste, dlatego Bazyl nie mógł się nadziwić, że sam Artur nigdy z niego nie korzysta: wystarczyło stanąć w miejscu, w którym zamierzało się położyć, dwa razy podrapać posłanie, a następnie obejść dziesięć kółek wokół własnej osi.
Tak Bazyl zrobił i tym razem. I choć jeszcze chwilę temu stąpał po czymś, co mogłoby sprawić przyjemność chyba tylko fakirowi, teraz, jak zawsze po zastosowaniu zaklęcia, mógł ułożyć się do mięciutkiego, chmurko-barankowego snu.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.