
Przytoczymy kilka cytatów z reportażu Katarzyny Włodkowskiej („Duży Format") o tym, jak pracuje lub pracowało się z redaktorem Skworzem – a wnioski wysnujecie już sobie sami.
1. Po tym, jak nominowana do nagrody Grand Press Agnieszka Szpila poprosiła Skworza o półtorej minuty na scenie, aby poruszyć tematy związane z sytuacją osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów w Polsce:
– Zarzucał, że nie liczę się z ludźmi ani z osobami z niepełnosprawnościami, chcę wszystkim zepsuć wieczór. Zesztywniałam, nie byłam w stanie wydusić choć słowa. Gdy tak milczałam, on ciągnął mocnym tonem: „To pani milczenie jest spowodowane tym, że nadal pani nie rozumie, co do pani mówię? Czy może chce pani ostentacyjnie zakończyć rozmowę?". Nogi zaczęły mi się trząść, zakończyłam rozmowę i się rozpłakałam. Obok stał mój mąż. Powiedział: „Szpila, co ty pozwoliłaś sobie zrobić?!". Dochodziłam do siebie kilka dni. Potem poczułam wkurw i zadzwoniłam raz jeszcze, w dniu gali. Wyśmiał mnie i odesłał do szefowej Fundacji Grand Press: „Niech se pani porozmawia z nią jak kobieta z kobietą".
2. Paulina Suszka o pracy pod przewodnictwem Andrzeja Skworza na początku lat 90.:
– Z jednej strony bywał ujmujący, z drugiej napuszczał nas na siebie, lubił na stronie sondować, co kto o kim myśli. Bywał arogancki, nerwowy i złośliwy. Często krytykował, zwłaszcza tych, którzy byli bardziej wrażliwi.
3. ...a kiedy pewnego dnia spieszyła się na spotkanie w Urzędzie Miasta:
– Andrzej poprosił mnie do gabinetu, powiedział, żebym usiadła. Odpowiedziałam, że nie mogę, bo jestem umówiona na konkretną godzinę. Jeśli chce, będę jutro, choćby o szóstej rano. Na to on otworzył szufladę i podał mi wypowiedzenie. Wzięłam, wyszłam, na schodach zobaczyłam, że tego nie podpisał. Chyba chciał mnie nastraszyć, ale nie przewidział, że obrócę się na pięcie. Gdy następnego dnia przyszłam do pracy, wręczył mi dyscyplinarkę z zakazem wchodzenia do redakcji.
4. Była korektorka magazynu "Press", która w redakcji wytrzymała niecały rok:
– Nigdy wcześniej i nigdy później nie pracowałam w takiej atmosferze. Prezes Skworz potrafił wejść do pokoju Renaty [Gluzy, zastępczyni red. naczelnego – przyp. ASZ] i rzucać krzesłami. Mocno przy tym krzyczał. W innych dniach ona krzyczała na niego.
5. O „Krzysztofie" (imię zmienione), który w „Press" był asystentem, robił research, dbał o biuro:
„Skworz się nad nim znęcał" „Ciężko było na to patrzeć „Wyrzucam sobie, że nigdy nie zareagowałem".
Piotr Szaran, wówczas informatyk:
- Skworz widział Krzyśka i dostawał szału. Wyzywał od kretynów, kiedy nie było go w pobliżu. Albo gdy uznał, że źle zamiótł w kuchni, rzucił do Renaty: „Zobacz, co ten idiota zrobił, nawet nie potrafi posprzątać!". Nikt nie reagował. Ja też. Chyba dlatego, że Krzysiek się nie skarżył.
6. Sam Krzysztof o pracy ze Skworzem:
- Słuchałem od prezesa Skworza, że jestem nieudolny, za wolny, zwracał się do mnie „ty kosmito". Raz zrugał mnie, bo – jego zdaniem – źle podlałem kwiaty na balkonie. Innym razem zarzucił chamstwo, bo nie spodobał mu się sposób, w jaki zapukałem do jego gabinetu. Albo powiedział przy wszystkich, że mam napisać prośbę o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, wydrukować i podpisać. Zdenerwował się, bo za późno wysłałem faktury do klientów, co rzeczywiście było błędem. Ale dokument schował do szuflady i powiedział, że jeśli jeszcze raz nie wykonam zadań zgodnie z jego oczekiwaniami, skorzysta z tej opcji. Za moimi plecami śmiał się, że drzwi do biura „otwieram jak paralityk". Krytykował, ale rzadko wyjaśniał, w czym problem.
7. „Monika" z działu reklamy o tym, jak trafiła na dywanik do prezesa:
– Drzwi zostawił otwarte i w kółko głośno powtarzał, jaki rzekomo wielki błąd popełniłam: „Kurwa, nie wierzę, jak mogłaś". Miał pretensje, że z klientem, na jego prośbę, przeszłam na ty. Wyjaśnienia do niego nie docierały. Rzuciła mi się wtedy w oczy książka o manipulowaniu ludźmi, którą trzymał na półce. Lubił też kontrolować. Żaden e-mail, oferta czy zaproszenie nie mogły wyjść bez jego akceptu.
Jak pisze autorka reportażu w „DT", koniec rozmowy ze Skworzem Monika zapamiętała co do słowa:
„A teraz odliczam od 1 do 10. Aż się rozryczysz i wyjdziesz. Dziesięć, dziewięć, osiem – oczka już szkliste? Siedem, sześć, pięć – jeszcze się trzymasz? Doliczę do jednego i cię tu nie będzie. Cztery, trzy, dwa, jeden – jednak się nie rozpłakałaś?".
8. Po złożeniu wypowiedzenia przez Monikę:
– Przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem. Dużo płakałam, kłóciłam się z partnerem. Poszłam do psychoterapeuty, dowiedziałam się, że moje poczucie własnej wartości zostało zdeptane. Pierwsze CV wysłałam po pół roku.
9. I parę innych relacji pracowników i pracownic magazynu „Press":
– Najgorzej miały starsze i niezbyt atrakcyjne kobiety. Można było usłyszeć: „Idź na spacer z psem i poszukaj rozumu". Albo: „Lepiej piszesz, niż mówisz". Dziwne było to, że rzadko ktokolwiek protestował.
– Bo ludzie bali się konfrontacji, wyśmiania. Ale nie chodziło tylko o kobiety. Andrzej w taki sam sposób traktował mężczyzn. Kluczem było to, jak kogoś postrzegał: jeśli uznał za słabego, dojeżdżał. Gdy ktoś zdecydowanie mówił „nie", wycofywał się. Odeszłam po sześciu miesiącach. Poszło o styl pracy, atmosferę. Nigdy nie widziałam tak zastraszonego zespołu.
– Najbardziej kuriozalną sytuacją był pomysł, by odejmować nam z pensji 50 zł za brak zgłoszonego tematu do jednej ze stałych rubryk magazynu. Tymczasem zysk firmy za rok 2020 to było 819 tys. zł, z czego 94 proc., jak wynika z Krajowego Rejestru Sądowego, trafiło do prezesa Skworza.
***
Ocenę *rzekomego* zachowania Andrzeja Skworza pozostawiamy Wam - a jeśli nie chcecie wyciągać wniosków z zaledwie kilku wybranych przez nas cytatów, zachęcamy do lektury całego reportażu Katarzyny Włodkowskiej pt. „W redakcji Andrzeja Skworza. "Odliczam. Aż się rozryczysz i wyjdziesz".
Bo przecież nie będziemy mówić wam, co myśleć o mobbingu, terrorze i wykorzystywaniu swojej pozycji do mieszania ludzi z błotem.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.