logo
Fot. twitter/Kayaszu
Reklama.

Jak zwykle, bez cackania się i owijania w bawełnę, Kayaszu uświadomiła Partię Razem, że feminizm jest tylko dla kobiet, a mężczyźni poszkodowani przez patriarchat są nieudacznikami (sic!). Po chwili jednak zorientowała się, że przecież każda okazja jest dobra, aby nawiązać do najbardziej stereotypowych aspektów płciowości, do których w pierwszej kolejności odnoszą się szachiści transfobii.

I dla jasności – żeby nikt nie miał wątpliwości co do rzeczywistych poglądów samozwańczej eks-feministki – Kayaszu wyjaśniła, że w wielu kwestiach warto odciążać mężczyzn, ale to nie leży w gestii feminizmu.

Bo feminizm, może i definiowany przez słowniki i encyklopedie jako ruch dążący do równości płci, tak naprawdę walczy o prawa kobiet, mężczyznom "ucinając jaja, i to tym razem dosłownie".

No tak. Ponad sto lat walki o równe szanse dla obu płci, praca socjologów, językoznawców, psychologów – to wszystko nie ma znaczenia, bo Kayaszu lepiej wam wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi.

I czemu toksyczna męskość nie jest toksyczna, a prawdziwi, odnoszący sukcesy faceci nie mogą przecież ani być feministami, ani głosować na lewicę.

To właśnie wnioski prawdziwej myślicielki wyklętej. Bez "tęczowego mambo-dżambo natłoku bzdur".

To jest ASZdziennik, ale to prawda.