Robienie zakupów wiąże się z ryzykiem. W sklepie można spotkać samotne banany, spleśniałe pomidory, a czasem nawet ludzi różnych narodowości. Dariusz Matecki postanowił opisać to nieprzyjemne zdarzenie na Twitterze. Okazuje się, że problemem etnicznym jest to, że z marketów korzystają bezczelni bezwstydnicy, którzy nie są Polakami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Przed chwilą w dużym markecie w Szczecinie spotkałem dwóch Polaków – zwierza się polityk. – Było też może kilku Ukraińców. A reszta to prawdziwa, wymarzona przez lewactwo multikulturalna mozaika – kogo tam nie było, cała Afryka i Azja.
A przecież mogliby mieć tyle przyzwoitości i taktu, by siedzieć w mieszkaniach i nie denerwować radnego Szczecina. Co jeśli chciałby ugotować risotto, a jakiś obcokrajowiec wykupiłby ryż i natkę pietruszki?
Niech już sobie żyją, ale mogliby być nie-Polakami gdzie indziej. Ze wstrząsającej relacji Mateckiego wynika, że grupa obcokrajowców wtargnęła do marketu i sprawiła, że politykowi zrobiło się nieprzyjemnie.
Nie mamy jeszcze danych podsumowujących, ilu ludziom, którzy zobaczyli w sklepie Mateckiego, również popsuł się humor.
Doceniamy natomiast jego trud w prowadzeniu badań i analizie społeczeństwa nawet podczas zakupów. Czekamy, aż opublikuje na Twitterze dokładną relację ze statusu materialnego i orientacji seksualnej każdego konsumenta przechadzającego się po alei z pieczywem.
Bo, jak na razie, z socjologicznych badań polityka Solidarnej Polski wynika tylko tyle, że wcale nie jest rasista, ale przeszkadzają mu niebiali ludzie.