Fot. 123rf.com / Honza Groh / Wikimedia Commons
Reklama.

The National wpędziło go tylko w ponury nastrój, a tekstów Okiego nie rozumie. Gdzie jest ta satysfakcjonująca prostota, którą dawała mrożona pizza pepperoni?

Próbował tańczyć do singli Dua Lipy, ale nadwyrężył staw kolanowy. A żeby zobaczyć Charli XCX, musiał jechać na Orange Warsaw Festival. Gdzie te czasy, gdy najlepsza muzyka rozbrzmiewała w każdą sobotę pod oknem na jego osiedlu?

Dlaczego dziś już nikt nie gra tak, jak mobilna chłodnia Family Frost? - zastanawia się Mateusz.

42-latek tęskni za czasami, gdy prawdziwa muzyka broniła się sama i nie potrzebowała sztabu producentów, płatnej promocji na TikToku oraz drogich i komercyjnych festiwali muzycznych. Wystarczyła jej dwulitrowa "Finezja" o smaku toffi, pyzy z mięsem (rodzinna paczka, 3 kilogramy) i lodowa rolada "Romanti" za 6,5 zł. Mateusz słyszał plotki o reaktywacji Oasis, Blur czy Daft Punk, na które czekają jego rówieśnicy. To jednak fani miałkiej muzyki bez jakiejkolwiek treści i pierogów z dostawą pod dom. On cały czas trzyma kciuki, by było mu dane znowu usłyszeć na żywo wielki i ponadczasowy przebój Family Frost. Byłby w stanie zapłacić nawet 1 zł za tego sandwicza. Choć pewnie teraz wysłałby po niego córkę, by podeszła trochę bliżej, a on wybrałby miejsce siedzące w domu, nieco dalej od ciężarówki-chłodni, bo w końcu lata już nie te, a przecież stamtąd też dobrze słychać. To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.