Szczęśliwy traf chciał, że pan Krzysztof godzinę wcześniej morsował, więc jego organizm był już przygotowany, by znowu wejść do zimnej wody, gdy zobaczył tonącego psa.
– Miotał się, wiedziałam, że długo nie da rady, bo już wcześniej ktoś próbował go ratować, ale bez skutku. (...) Rozebrałem się, zostawiłem tylko buty, żeby sobie nóg nie pokaleczyć, bo wiedziałem, że tutaj jest pomost z siatki i wskoczyłem po pieska – powiedział TVN24 pan Krzysztof.
Mężczyzna podkreślił jednak, że w takich sytuacjach i tak zawsze najlepiej wzywać służby pod numerem 112.
– Zachowanie tego pana świadczyło o tym, że on wie, co robi i wie czego się spodziewać w tym miejscu – zauważył Maciej Dziubich z Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Sopocie w rozmowie TVN24.
Piesek został uratowany, a pan Krzysztof udowodnił, że samo morsowanie przydaje się nie tylko do hartowania swojego organizmu i wrzucania zdjęć na Instagram – czasem może nawet uratować komuś życie.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.