– Takie są efekty żarliwej modlitwy – mógłby rzec ktokolwiek, ale nikt nie rzekł, bo wszyscy niczym apostołowie stali z rozdziawionymi ustami na widok schodzącego ze schodów auta.
Według zapisków nie jest pierwsze świadectwo samochodowego cudu. Tego typu wydarzenie zapoczątkowała czerwona skoda, którą prowadził zaskoczony uświęceniem auta taksówkarz.
Okazuje się, że w obu przypadkach zaczątkiem cudu była naiwna wiara w to, że za bramą znajduje się wyjazd dla samochodów z kościelnego parkingu. Tym lepiej, że nie ma wyjazdu, gdyż owa przeszkoda okazała się doskonałą okazją na test wiary i radzenie sobie w trudnych warunkach w duchu św. Piotra kroczącego po tafli wody w stronę Chrystusa.
Chwilę po cudzie pod kościołem zjawiła się policja, chcąca wykluczyć wpływ osób trzecich, ale fakty mówią same za siebie – samochody spod warszawskiego kościoła zaczynają wykształcać umiejętność chodzenia po schodach i jest to niezwykły sequel cudów zapoczątkowanych przez Jezusa.
– Nie będę komentował tej sprawy. Tu nie ma co komentować. Nie byli państwo umówieni – odpowiada skromny ksiądz, zapytany o przebieg zdarzeń. Najwyraźniej nie chce chwalić się niezwykłymi wydarzeniami i ściągać na Białołękę tłumu chętnych do wstąpienia do seminarium duchownego aut.
Kierowcy zapewne pękają z dumy na myśl o swoich pociechach i po cichu liczą, że następnym cudem będzie przemiana oleju silnikowego w wino. To jest ASZdziennik, ale to prawda.