
Zarys fabuły nie zapowiadał nieszczęścia. Młody ojciec (Paul Mescal) wyjeżdża z córką Sophie (Frankie Corio) na wakacje do Turcji. I to w zasadzie wszystko. Kto mógł spodziewać się, że ta prosta historia przypomni mu wakacje 2002 spędzone z tatą w Sarbinowie i zada emocjonalny cios w pustkę jego duszy? – To absurd – mówi smutno Paweł. – W tym filmie praktycznie nic się nie działo, a na końcu nie mogłem opanować się przed płaczem. Film nie mówi nam nic wprost – wszystkiego musimy domyślić się sami. Tego, że rodzice Sophie się rozstali, a jej tata ma problemy finansowe, dowiadujemy się ze strzępków dialogów między postaciami. – Ona nagrywa ich wakacje na kamerę MiniDV i część filmu jest nam zaprezentowana w jakości w jakiej nagrywał ten sprzęt – opowiada 31-latek. – Dla mnie widok tej plastyki obrazu działa jak wehikuł czasu i znowu zaczynam postrzegać świat jak dziecko. Jak wynika z opowieści Pawła, debiut reżyserski Charlotte Wells ma baaaaaaardzo powolne tempo i jest baaaaaaaardzo oszczędny w prezentowaniu nam ekranowych wydarzeń. Dzięki temu widz jest bardzo blisko emocji i przeżyć bohaterów. Doceniła to Amerykańska Akademia Filmowa, która nominowała odtwórcę głównej roli do Oscara. Raczej nie wygra z Brendanem Fraserem („Wieloryb"), ale to miłe, że tak subtelna rola została doceniona. – Dopiero kibicowałem temu Mescalowi w „Normalnych ludziach”, a on teraz mi łamie serce? Tak nie można... – użala się 31-latek. – Ale ten Oscar to mu się należy jak psu buda. Wirtuozeria objawia się najlepiej w tym, że zwykłe sceny życia codziennego zmieniają się w emocjonalne rollercoastery. – Bez spoilerów, ale jest tam scena, gdzie grupa nieznajomych odśpiewuje naszemu bohaterowi „Sto lat". Niby nie dzieje się tam nic specjalnego, ale był to momenty, gdy moje serce rozpadło się na milion kawałków – kończy Paweł. Jeżeli jesteście gotowi na prawdziwą i wypełnioną emocjami historię to „Aftersun" możecie już oglądać w polskich kinach. Pamiętajcie tylko o chusteczkach. To ASZdziennik, ale to prawda.