logo
Fot. 123rf.com / Tatromaniak
Reklama.

O zdarzeniu napisał serwis Tatromaniak. Chodzi o narty skiturowe Blizzard Zero G 85 LTD w długości 178 cm z wiązaniami Marker Alpinist.

– Zostałem wezwany do urazu ręki narciarza, który znajdował się przy kasach biletowych - mówi ratownik Bartłomiej Zając w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". – Zjechałem z dyżurki na dół, podjechałem możliwie jak najbliżej miejsca, gdzie znajdował się poszkodowany. I tak jak to robię wiele razy dziennie, odpiąłem narty i postawiłem je z boku. Podszedłem do poszkodowanego, aby udzielić mu niezbędnej pomocy. Kiedy zakończyłem swoje czynności, zobaczyłem, że nie ma moich nart. Jeszcze się łudziłem, że ktoś zabrał je przez pomyłkę i odda. Ale nie. Jak widać, była to perfidna kradzież sprzętu o wartości ok. 4 tys. zł. To mój prywatny sprzęt używany podczas pracy, gdy pomagam ludziom poszkodowanym w wypadkach narciarskich. Dyżur udało mi się dokończyć dzięki wsparciu wypożyczalni – dodaje.

Jeżeli traficie gdzieś na takie narty, to dajcie znać na nr telefonu 600 280 100, a może oprócz nart uda się namierzyć także sprawcę. A do tego czasu nowemu właścicielowi nart życzymy połamania nóg, ale tak niemetaforycznie.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.