W marcu 2023 w kinach pojawi się film, z którym utożsamić może się każdy, a to zasługa realnego przedstawienia rzeczywistości 20- i 30-latków. Bo kto choć raz w życiu nie stworzył spisu kochanek, chcąc zapełnić go kobietami na każdą literę alfabetu?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
„Pokolenia Ikea” to film na podstawie książki Piotra C., który, jak podejrzewamy, używa pseudonimu, by ukryć, że jego wizja dorosłego życia zainspirowana jest wypracowaniem, które napisał na egzaminie gimnazjalisty, wizualizując sobie, jak będzie wyglądała dorosłość.
A, jak się okazuje, wygląda ona jak niekończąca się legenda o studenckiej imprezie, o której każdy słyszał, ale nikt nie był.
Piotr Czarny jest bohaterem, który przypomina każdego z nas i na pewno łatwo się z nim utożsamić. Tworzy alfabetyczną listę kobiet, z którymi uprawiał seks, bo brzmi to jak niezła
przygoda i tak właśnie robią ludzie.
I w zasadzie to na tyle, bo nic więcej o fabule z teasera się nie dowiemy. Jeśli chodzi o jego zalety, warto podkreślić, że udało nam się obejrzeć go w całości, mimo iż ciągnie się przez całą minutę.
„Pokolenie Ikea” to produkcja zapowiadana jako historia, która celnie podsumowuje kondycję współczesnych relacji, ale jedyną relację, jaką faktycznie podsumowuje, to tę z twoim toksycznym byłym. Choć w sumie nawet jego DM'y o trzeciej w nocy brzmiały jakoś sensowniej niż wizja świata zaproponowana w filmie.
Chyba że „Pokolenie Ikea” okaże się jednak horrorem. W takim wypadku już nie możemy się doczekać jumpscare’ów krindżu obfitujących w maraton wzdrygnięć i soundtracku z odgłosów wymiotowania.